sobota, 26 czerwca 2021

Challenge: Love me: Part 3

 Więc... Technicznie to WCALE nie była randka! W żadnym stopniu nie była to Randka... Jeanne tylko przypadkiem przyszła z chłopakiem który kiedyś jako wolontariusz spędzał z nią czas, a teraz są parą i spotykają się jako takowa nawet z wiedzą szpitala i błogosławieństwem Rena, właśnie dzisiaj... Po prostu zapomniał o jej telefonie że będzie tego konkretnego dnia kiedy ustalał datę ich wyjazdu, nie zapisał w kalendarzu że zabiera go na cały tydzień i on PRZEDŁUŻYŁ wynajem domku na plaży, a nie wynajął go od razu na sześć dni... 

Przed wyjazdem miał wizytę Jun i Leo. Chłopak poszedł ze swoją siostrą na zakupy, bo dziewczyna za dużo ubrań nie miała w sumie, poszły z dymem... Młodszy Tao przepastnie szukał kubków, okej może pozwolił Miki na trochę ZBYTNIE rozpanoszenie się w jego domu. Poirytowany westchnął i z przyzwyczajenia które powstało od trzeciego dnia dziewczyny w jego apartamencie, takowy dzień był ponad trzy miesiące temu swoją drogą, a dziewczyna dopominała się swojego obiecanego morza od miesiąca, krzyknął.

-Ty niedorobiona myszo w kokardzie, gdzieś Ty te kubki poprzestawiała?!-krzyknął. Odparła mu cisza. Jasne ze Ren nie robił za często herbaty. Zazwyczaj pił mleko, no albo pitne jogurty, wcześniej jedna szklanka zawsze stała na blacie i tyle starczyło, ale wraz z Miki nastała era kubków, kubeczków, szklanek, szklaneczek i przeróżnych innych rzeczy które dodawały uroku mieszkaniu i były zbędne, ale i tak nic nie mówił na ich pojawienie się.

-Ren... Czy ona Ci wiecznie robi herbatę ze nie wiesz gdzie co jest?-rozbawiony głos Jun, która bawiła się z Menem na sofie, przypomniał mu że po raz pierwszy od dawna brązowowłosej nie ma w mieszkaniu. Zaczerwieniony odwrócił się i patrzył na siostrę, czując się znowu jak dzieciak.

-Ona sama ją przynosi! Nie zmuszam jej do tego, nie proszę, po prostu...-zmieszał się widząc znaczący uśmiech kobiety, ale po chwili jego maska zimna i opanowania wróciła, potem złagodniała i z westchnięciem lekko opadł biodrami na blat, jedną ręką złapał łokieć drugiej i dłonią drugiej zakrył oczy.-... Od rana zawsze mam filiżankę kawy i szklankę mleka wraz ze śniadaniem, a jak wracam herbatę i bawarkę....-odparł. Spokój który opanował go na wspomnienia codziennego już gestu sprawił że przypomniał sobie krzątającą się po kuchni rówieśniczkę, podszedł do jednej z zapomnianych przez siebie szafek i wyjął kubek, specjalnie omijając jeden przed nim.

-Czemu nie ten?-zielonowłosa jak zawsze miała wyszukiwacz i radar na najbardziej bezużyteczne gesty i inne takie. Odpowiedziało jej ciche zamknięcie szafki i szelest puszeczki z herbata którą chciała. Uśmiech znowu rozkwitł na jej twarzy, jak by znowu była dzieciakiem.-To jej kubek, prawda?-wstała z Menem i jakimś cudem, nim zwinny, ciągle ćwiczący, młodszy facet zdążył zareagować, otworzyła szafkę i drapła kubek, zwiewając znowu za wyspę. Kubek który trzymała był fioletowy w pomarańczowe i ciemno turkusowe kropki, w czym pomarańczowa miała nieco niebieskiego. Momentalnie poznała ze to raczej nie jest coś co można kupić w byle pepco czy kik'u. Kubek wcale nie miał kropek, a mordki kotków z serialu o którym jej mąż kiedyś jej opowiadał, opisał go i dodał że jego siostra zaczęła pisanie przez takowy, na cześć jednej z niekanonicznych par. Na kubku były mordki ojca oraz syna, byli kotowatymi...-O mój talizmanie, zamówiłeś jej specjalny kubek-powiedziała a Men pacał rączkę od porcelany.

-No i?-Ren udawał że to nic nie znaczyło, ale ten kubek kosztował go więcej nerwów niż podpisywanie jakiejkolwiek umowy dotychczas. Usłyszał jak kubek jest odstawiany, jego syn wydał niezadowolone gaworzenie że zabrano mu coś co Miki kochała, dosłownie popłakała się i zacałowała polik Rena kiedy jej to dał, i poczuł jak dłoń siostry delikatnie ściska jego ramię.

-Ren... co Ty do niej właściwie czujesz?-spytała spokojnie i poważnie, biorąc od niego prosty czerwony kubek z rysunkiem sowy i dmuchając by napój ostygł choć trochę. Kiedy zobaczyła lekko oburzony wyraz twarzy Rena i zmarszczone brwi, zaczęła mówić kiedy tylko drgnęły mu kąciki ust, co oznaczało ze chce odpowiedzieć.-Sypiacie razem i to nie obok siebie-zaczęła.- Twój dom z pustego zdjęcia katalogowego zmienił się w coś co wyraża i Ciebie i ją.-Ren rozejrzał się widząc ze to prawda, pojawiła się półka na książki z literaturą którą lubi, ale i mangami oraz książkami z koncept art, oraz nowele graficzne Miki, poduszki w zimnych tonach, które lubił, rośliny które rosły jak durne przy Miki, różne bibeloty, pojemniki ze słodyczami...- Mieszkacie razem TRZY miesiące, jasne rozumiem że trudno znaleźć mieszkanie, ale bez przesady, ani Ty ani ona nie szukacie, wychowujecie razem dziecko...-mówiła Jun.-Robisz jej personalne prezenty-kiwnęła głowa w stronę nieszczęsnego kubka...

-Nie wiem!-odparł Ren widząc ze po wymownej ciszy, niebieskooka chce kontynuować.-To jest problem... Nie wiem! Nie jest jak z Jeanne, poznaje ją lepiej i lepiej i mam ochotę wyrwać sobie przez to włosy z głowy... Po prostu... nie mam pojęcia Jun...-odparł i usiadł na wysokim stołku kuchennym.-Może będę wiedzieć lepiej po tym wyjeździe....-dodał i spojrzał na nią spokojnie.- To jeden z powodów dla którego jedziemy bez Mena...-złączył ręce i patrzył w podłogę. Lekko mu drżały, starsza Tao w ciszy położyła swoją drobną dłoń na jego rękach i ścisnęła je. Miłość dla obojga z nich była raczej czymś nie do końca znanym, zrozumiałym i jasnym... 

Mimo że kobieta była na nią bardziej otwarta Leo nie miał z nią lekko... Na początku traktowała go jak zło konieczne, ale on się nie poddał i zmiękczał ją, aż w końcu poddała się uczuciu ciepła i bycia potrzebną i kochaną za to jaka jest... Od tamtego momentu marzyła by i jej brat poznał takie uczucie, ale nie miał on szczęścia, a Jun szybko zrozumiała ze pomaganie mu na siłę tylko wszystko pogorszy...Mimo to miała dziwną wiarę że to właśnie Miki rozbije mur wokół serca Rena i da mu swoje, biorąc w zamian jego potłuczone, rozbite, pocięte i pokruszone serduszko, składając je w całość i obdarzając je ciepłem i szczęściem....

czwartek, 24 czerwca 2021

Challenge: Love me: Part 2

 Ren powoli pałał nienawiścią do swojego losu. Jedyne dobro to to że zmienił się po poznaniu Yoh i Men, wszystko inne to splunięcie na niego przez los... Obecnie szedł do domu po pracy.... domu który zamiast poukładanego, luksusowego apartamentu zmienił się w ciepłe miejsce i nienawidził że mu się to podoba. Men już był zdrowy, ale budynek w którym mieszkała Miki spłonął bo jakiś kretyn palił w łóżku i kobieta została u niego. Znalezienie mieszkania w Tokyo było jak próba zapalenia mokrego drewna w deszcz mając jedną zapałkę w przemoczonym pudełku... Finanse nie były problemem... Na domiar złego jego syn chyba zakochał się w Miki. Potrafił godzinami grzecznie siedzieć i słuchać jak nuci lub gada do siebie, co gorsza polubi jakikolwiek gatunek muzyki ta dziewucha słucha...     Chociaż kiedy ze sobą sypiali było łatwiej bo by zniknąć sobie z oczu wystarczyło przejść z pokoju do pokoju, a nie się zbierać, przemywać i zwiewać byle by jako pierwszy... No i codzienne domowe posiłki nie były złe... No i może te rośliny wcale mu aż tak nie przeszkadzały jako zastępstwo pustki w mieszkaniu... no i ten zapach kwiatów albo ciastek... i te poduszki na prawdę były wygodne i pomagały w siedzeniu i relaksie tak jak i te świeczki.... A niech wszystkie diabły ją pochłoną i ten cholerny, poprawny ale dalej cholerny, przesąd że w mieszkaniu kawalera potrzeba kobiecej ręki by stał się prawdziwym domem... Red zaryczał jak ranny niedźwiedź będąc w windzie i spojrzał na zakupy, kiedyś była to ledwo jedna torba, teraz pięć... Miki oczywiście dokładała się do wszystkiego, choć to raczej on powinien jej dopłacać za zajmowanie się domem, dalej wykonywanie zawodu i opiekę nad swoim małym diabłem, podejrzewa że jego syn za nim nie przepada.... Przykleił się do Miki jak mała panda i daje jej zrobić dosłownie wszystko, umyć się, ubrać, grzecznie je to co kobieta mu zrobi...

Wzdychając po raz sześćdziesiąty piąty odkąd wyszedł z samochodu wszedł do domu pachnącego pomarańczami i wanilią. Brązowa czupryna pojawiła się jako pierwsza a potem reszta perfekcyjnego ciała w długiej do kolan z tyłu sukienko koszuli przepiętej paskiem i do tego jeansy do kolan czule otulające jej dolne partie ciała. Miała także fartuch i polik w kremie.

-Witam z powrotem Panie Tao-oznajmiła wesoło kiedy postawił torby na blacie. Men siedział grzecznie w kojcu pełnym pluszaków które dostał od Miki, nie dął mu ich dotknąć.-Dzisiaj wołowina z ryżem, duszona z warzywami w sosie własnym, a na deser lody mleczne- powiedziała mu z uśmiechem, który po chwili zniknął.

-Dziękuję-powiedział Ren odchodząc, a Miki patrzyła za nim jak ostatnia kretynka. Dopiero kiedy poszeł się myć zrozumiał CO się stało. Oto i On.... Ren Tao, głowa dumnego rodu Tao, ucałował jej polik jak by było to codziennością i odszedł jak gdyby nigdy nic.... świetnie, cudownie, wspaniale.... może jeszcze zacznie ją przytulać jak gotuje, albo jak siedzi na kanapie... Moze jeszcze będzie oglądać z nią filmy i tulić się pod kocem, jedząc ten śmieciowy popcorn, który był o dziwo cholernie smaczny kiedy go robiła, może jeszcze zaczną chodzić na rodzinne spacerki nad jezioro, plaże, do parku... Nie, nie, N.I.E... 

Woda zaczęła opadać na jego ciało a on tylko myślał ze nie ma opcji że to się dzieje... Bawienie się w rodzinę mu nie wyszło, miał się poddać i tu boom, jakieś nieogarnięte, brązowowłose istnienie z... błyszczącymi jak klejnoty oczami niczym bursztyn, które tańczyło rano do jakiś piosenek, nucąc je i robiąc śniadanie... Ren nie chciał już się zakochać... Choć w sumie czy on i Jeanne byli zakochani? On po prostu chciał się bardziej zbuntować wujkowi, a ona wyrwać z wyrzutków i zrobić coś niepoprawnego jak to wtedy ujęła, kolejny przykład jego szczęścia... Oboje rano stwierdzili ze ten błąd był wielkości saturna łącznie z jego pierścieniami, a po trzech miesiącach do drzwi puka Jeanne z wieściami...Ślub był potrzebny w sumie cholera wie komu... Rozwód odbył się wręcz od razu po narodzinach Mena i od tamtej pory był sam, potem ją poznał i zaczęli się spotykać na upojne noce.

Oczywiście jego szczęście znowu zaostrzyło kły i stało się to czego się obawiał... zaczął ją lepiej poznawać i stawała się ważna... DLA JEGO SYNA OCZYWISCIE! Woda zakłócała  hałas z uderzeń jego pięści w kabinę, frustracja robiła swoje...Stał tak pod wodą dobre pół godziny, myśląc o swoim życiu i losie.

Kiedy wyszedł w dresowych spodniach i luźnej koszulce, wycierając włosy był świadkiem jak Miki czyta Menowi, naczynia były pozmywane, a dziecko najedzone... Ren podszedł do stołu, usiadł i zaczął spokojnie jeść. Jak zawsze smakowało cudownie. Patrzył na nią, jak usypia jego syna, cierpliwie jak zawsze... Tylko względem niego i białowłosego... No jest jej coś winien w natkę... Przypomniała mu się jedna z rzeczy które lubiła, rzeczy które tak bacznie i skrupulatnie unikał, informacje które starannie zakopywał pod murem Chińskim i sadził na nich trujący bluszcz... 

-Może w weekend pójdziemy na plażę z Menem?-spytał. Kobieta zadrżała na jego słowa, cóż było tu cicho jak w grobie, a on nagle przerwał tą cisze. Powoli się odwróciła, szok i niedowierzanie, ale i radość malowały się na jej twarzy. Szeroki uśmiech rozkwitł, pokazując idealne zęby, a delikatny kolor szminki dodawał tylko uroku temu uśmiechowi.

-Chętnie-odparła wesoło, tuląc dziecko do piersi, w którą bardziej się wtuliło, zapewne by być bliżej serca kobiety.... 

W co Ty się pakujesz, Tao pomyślał Ren nim wrócił do jedzenia posiłku

niedziela, 6 czerwca 2021

Challenge:Love me Part 1

Ren siedział przy stole nad kubkiem z herbatą. Zegar wskazywał godzinę drugą czterdzieści trzy, normalnie spałby od prawie pięciu godzin, ale jego syn miał gorączkę. Dawał sobie rade w wielu sytuacjach związanych z byciem samotnym ojcem, ale teraz nie mógł, nie był chorowitym dzieckiem, nie miał styczności z takimi przypadkami, a jego dziecko było chore po raz pierwszy. Jun i Leo byli w Chinach u jego rodziców, on sam przeniósł się do Tokyo kiedy otworzył firmę, matka Mena była obecnie w sanatorium, dalej lecząc traumę z dzieciństwa, ostała tam wysłana jak chciała pozwolić Marco na zbyt wiele z ich synem, a lekarz już był i powiedział że to nic groźnego... Została mu jedna opcja, której bardzo nie chciał wykorzystywać, ale nie miał zbytnio wyjścia. Miki miała młodszą siostrę, kuzynów i często dorabiała jako niańka, a dzieci jego siostry uwielbiają ją, wiele razy pomagała choćby przy chorym rodzeństwie i kuzynostwie... 

Patrzył na ekranik telefonu z wyświetlonym imieniem i nazwiskiem kobiety. Uważał że to nagły wypadek? Jak najbardziej. Czy miała pracę zdalną i mogła mu pomóc przez co najmniej dwa tygodnie? Tak... Czemu tego jeszcze nie zrobił? Nie z dumy, ten aspekt odrzucił po tym jak ich " bliższe relacje" zaczęły się od faktu upicia, frustracji braku bliższych kontaktów z kimkolwiek, a zwłaszcza z przeciwną płciom, zwłaszcza seksualnych i tego że oboje byli atrakcyjni, z dobrych rodzin i nikt nie miał jak się dowiedzieć, bo Panienka Usami bywała w biurze raz na tydzień złożyć raport, ewentualnie nowy sprzęt lub pomóc w prezentacji... Powstrzymywało go to że byłoby to swoiste przekroczenie pewnej linii, wyjdzie poza teren "friends with benefits", które chyba najlepiej określało ich relację. Nigdy nie byli na randce, nie byli w swoich mieszkaniach, nie zostawiali u siebie, bądź z drugą osobą, swoich rzeczy...  Argument że jego dziecko może trafić do szpitala bez odpowiedniej pomocy przysłonił jednak wszelkie "przeciw" i wybrał numer do kobiety, niechybnie budząc ją, co potwierdził zaspany głos po drugiej stronie słuchawki.

~~~~~~~~

Środek wiosennej nocy nie był najcieplejszy poza domem, gdzie spała jedynie w damskich bokserkach i topie na rękawki. Chwaliła wszelkie opiekuńcze stworzenia, które sprawiły że uznała wieczór wcześniej za dzień spa. Nie miała czasu na makijaż, ale przynajmniej wyrównała brwi, jej skóra była nawilżona, a włosy, dalej lekko mokre, jedwabiste i pachnące owocami leśnymi. Telefon od Tao o tej godzinie był szokiem, ale większy nastąpił kiedy tłumaczył jej przyczynę takowego. Kiedy na szybko wrzucała do małej torby podróżnej ubrania, bieliznę, kosmetyki i inne mieszczące się w kategorii " mogę bez nich żyć, ale wolę je mieć" rzeczy, myślała że się cieszy że to na nią może liczyć poza rodziną. Oczywiście wiedziała, o tym myślała pakując laptopa i tablety do testowania oraz ubierając się na szybko, że dla chłopaka było to bardzo ciężkie, ona od zawsze łamała linię, bo była zauroczona mężczyzną, nazwanie tego inaczej byłoby przesadą, gdyż dbał by nie poznali się lepiej, ani swoich charakterów, choć swój wpychała mu wręcz w twarz, preferencji, dla tego każdy mały szczegół wywoływał u niej uśmiech, kiedy pili kawę, teoretycznie z ekspresu, ale robiła ją ręcznie, wiedziała że mężczyzna lubi potrójne espresso w wysokiej szklance, gdzie resztę wypełnia się mlekiem, nie słodził, nie zjadłby surowej ryby, dla tego sushi to zły pomysł, ale lubił wołowinę... 

Uderzyła się w poliki kiedy zorientowała się iż znowu śni na jawie. Zabierając jeszcze swój ulubiony kubek oraz portfel i kluczyki do auta zamknęła drzwi niedużego mieszkania na klucz i zbiegając po schodach wskoczyła do auta i jechała pod podany adres, którego wcześniej nie znała. Dojechawszy nawet się nie rozglądała, wbiegła i od razu poszła zająć się synem fioletowo włosego, o którym oczywiście wiedziała, ale wiedziała też że Ren był po rozwodzie, mimo to dalej pomagał żonie. Kiedy mężczyzna poszedł po jej torby ona wyjęła z kieszeni długiego swetra małą fiolkę i dała ją jak syrop dziecku, przez strzykawkę. Dziecko miało momentalnie wyraz ulgi na twarzy i wtuliło się ziewając i patrząc na nią pół przytomnie, dziecko było albinosem, o ile wie po matce, ale wyglądał jak Ren za młodu, a to wie od Jun. Kobieta sama ziewnęła, ale ze nie wiedziała gdzie może iść spać, a dziecko nie spało zaczęła po prostu chodzić z nim na rękach, nucąc " Ashita kuru hi" by go uśpić.  Mieszkanie było apartamentem z jedną ścianą kompletnie z grubego szkła, pokoi było co najmniej dziesięć, w tym ten brzdąc już miał własny i to rozmiarów jej salonu z aneksem kuchennym, ona miała tylko jeden dodatkowy pokój i łazienkę, których tutaj było z pięć i każda dwa razy taka, jak nie cztery czy pięć, jak jej. Salon był połączony z aneksem kuchennym, oddzielanym wielką wyspą, wszystko w szarawych i białych kolorach, granitowe blaty, ciemne szafli. Pokój najbliżej salonu i kuchni miał tabliczkę z napisem "biuro".

-Przepraszam za to.-jej serce prawie wyskoczyło z piersi i rozpaćkało się na szybie kiedy usłyszała głos Rena za sobą.-Wstawię je do jednego z pokoi-powiedział, zapewne o walizkach w swoich dłoniach, i poszedł. Czół się dziwnie... widząc tą doprowadzającą go do szału kobietę w takim świetle... Spokojna, w dresowych spodniach, bluzce z nadrukiem jakiegoś anime, niedbałym koku i ciężkich butach... inną niż kobietę zawsze w eleganckim stroju z lekkim makijażem i nienaganną fryzurą... teraz usypiała jego chorego syna, cicho, spokojnie... Nie potrafił zrozumieć czemu wydawało mu się to takie.... naturalne...

-Mój Panie?-spytał Bason.-Kim jest ta kobieta?-spytał, no tak nigdy nikomu o niej nie opowiadał, Jun wie tylko dzięki Leo, któremu Miki wszystko powiedziała.

-To kobieta z którą sypiam, nic nie zrobi Menowi- odparł i myślał co jeszcze może zrobić. Łóżko miało świeżą pościel, ręczniki były w łazience, może położy jakieś patyczki zapachowe i doniesie koców i poduszek? Tak to dobry pomysł, szybko zabrał się za jego realizację. Końcowo dołożył świeczki zapachowe do pokoju i do łazienki, kilkanaście żeli i szamponów które Jun każe kupić jak przyjeżdża i dołożył jej mini lodówkę z piciem i przekąskami. Miał tego pełno, a ona w środku nocy przyjechała bo poprosił, choć tyle mógł.... chore poczucie że jest coś winien stworzone lata temu przez Asakurę dalej go ścigało, choć jej chętniej się odpłacał niż jemu, była lekko mniej wnerwiająca niż Yoh. Naburmuszenie dziecka znowu było widoczne jak o tym myślał, nie chciał przyznać że ją lubił, choć wiadome że inaczej by z nią nie sypiał...

Wyszedł z pokoju gościnnego po troszkę za długim czasie. Kiedy wchodził chciał się odezwać ale zamilkł. Nie było ich w salonie, wiedział że nie wyszła, ale gdzie poszła. Wszedł do pokoju syna, ale tam poza tysiącem zabawek, łóżeczkiem i wygodnymi fotelami nikogo nie było. Sprawdzał tak pokoje, kiedy w końcu wpadł na nich... Miki spała na jego łóżku, obronnie tuląc jego syna do piersi, dźwięk serca kobiety podobno uspokaja dziecko, wiec to dobrze. Nic nie mówiąc podszedł, przykrył ją i sam się położył, zmęczenie uderzyło go i od razu zasnął

czwartek, 27 maja 2021

Pier 3

Las zawsze sprawiał że Miki przechodziły dreszcze, choć kiedy Anna ciągnęła ją jak pudelka na smyczy nie miała czasu się przestraszyć gałęzi. Po drodze dowiedziała się też że Leyla także jest widoczna dla wszystkich i teraz Anna i Amidamaru mogli widzieć jak lewituje beztrosko za mną. 

Wypadliśmy z lasu na polanę za świątynią... Scena przedstawiała leżącą podróbkę Presleya z pijaną toczącą się z ust i kwiatami w dłoni, Tamao z kontrolą ducha stworzoną z Conchim, a Ponchi w swoich genitaliach trzymał niziutką osobę o miodowo brązowych włosach i czarnych oczach. Mizuki łatwo zrozumiała że nawet kiedy ona i Tamao były razem, przez pół roku, ale zawsze, ta nigdy nie przestała kochać Yoh, co mimo wszystko było tylko jednym z powodów rozpadu tego związku. 

-Wystarczy!-głos Anny uderzył we wszystkich jak piorun w bezchmurny dzień. Wzrok wszystkich, żywych i martwych, spoczął na jej poirytowanej twarzy. Szop i Lis schowały się za Tamao, a Miki łapiąc oddech położyła rękę na ramieniu Anny, która strząsnęła takową. Dwukolorowo oka wywróciła takowymi oczkami i podeszła do chłopaka.

-Wszystko w porządku?-spytała podając mu dłoń.

-Poza obrzydzeniem i chęcią wymycia się w żelu antybakteryjnym to żyję-powiedział chłopak, czym rozbawił ciemną blondynkę. Pomogła mu wstać i patrzyła jak się otrzepuje. Spojrzała potem na mówiąca o swojej wizji Tami i zaczęła masować skronie z ręką na biodrze.

-Który wpadł na ten genialny pomysł?-postawa Anny przed szopem i lisem mówiła jedynie że ma ona opracowane co najmniej czternaście metod tortur na tą sekundę i kilka się tworzy.Kiedy żaden się nie odezwał wzięła oddech.-Ponchi, podejdź-kiedy duch to zrobił rozległ się bolesny pisk ranionego zwierzęcia, bo drewniak Anny znajdował się na jego jądrach, gniotąc je na płasko. Tamao przerażona zasłaniała twarz od nosa w dół szkicownikiem z tabliczką, Amidamaru jakimś cudem zbladł bardziej, Leyla piłowała paznokcie, niski chłopak zasłonił swoje okolice splotu słonecznego z bolesnym wyrazem twarzy, a Miki patrzyła niewzruszona, no se zasłużył...-Conchi..?-spytała Anna miażdżąc dalej Ponchiego.

-No... chcieliśmy się trochę rozruszać, siedzimy tylko i siedzimy bo Tamao ciągle wróżby ćwiczy...-wymamrotał.

-Udon z lisa jest podobno pycha-powiedziała Miki wzdychając i patrząc ostro. Lis i Tamao objęli się nawzajem, rozumiejąc że nawet ona nie jest po ich stroni i znikąd pomocy.

-Tamao, Mikeyla poznajcie Oyamade Mante, przyjaciela Yoh-powiedziała Anna w końcu dając szopowi ulgę.-Morty to jest Tamamura Tamao, uczennica Asakurów, a to Mikeyla Mizuki, nazywamy ją Miki, także uczennica, ale innego kalibru, Asakurów.-jak zwykle Anna wzięła na siebie, według niej zbędne, formalności. Wszyscy się przywitali.-A ten leżący to Umemiya Ryunosuke, Ryo-dodała kiedy mężczyzna się podnosił.

Powolny spacer w kierunku tunelu Tartaru był czymś dziwnym... Nie ze względu samego celu, była tam z pięć razy i zawsze wychodziła. Po prostu dziwne było iść z kimś więcej niż Tamao i Anna. Wysoki mężczyzna opowiadał głośno co porabiał kiedy go nie widzieli, a Morty szedł nic nie mówiąc za grupą. Dziewczyna zwolniła i szła jego tempem, zauważył ją dopiero po chwili.

-Pewnie Yoh opowiadał jak przeze mnie przegrał...-powiedział niepewnie.

-Pisał o Tobie-przyznała Miki.-Ale nie że przez Ciebie przegrał, a że ma pierwszego przyjaciela poza tym domem... Wiesz że prawdopodobnie nigdy bym się z nim nie przyjaźniła gdyby nie ten sam adres?-spojrzała na niego, a ten wyraził zainteresowanie.-Moja matka twierdzi że przynoszę pecha i dla tego mnie tutaj odesłała... Byłam dzieckiem i nie chciałam nikogo dobijać, wiec odsuwałam się od wszystkich... Yoh jako jedyny ignorował to i mimo wszystko siadał obok, rozmawiał ze mną i dzielił się swoją muzyką... Potem doszła Tamao i Anna... Nie nazwałabym nas idealną paczką, ale ... wszyscy skoczylibyśmy za sobą w ogień... jednak jak by spojrzeć z boku było to wręcz wymuszone tym ze razem mieszkamy... Ty wybrałeś jego, a on Ciebie, dam sobie głowę uciąć że gdyby mógł rzuciłby turniej w diabły gdyby tylko oznaczało to Twoje bezpieczeństwo-Miki nie mówiła nigdy dużo... Chłopak jednak tego nie wiedział, jednak uśmiechnął się, ufał jej słowom skoro znała go tak długo. Tamao przez ułamek sekundy mogła zobaczyć delikatny uśmiech u Anny.

-Miki-dono ma racę-Amidamaru wyskoczył jak diabeł z pudełka, co sprawiło że Morty lekko się zachwiał.

-Nie wtrącaj się w rozmowy ludzi Samuraju-Leyla zmroziła go na kostkę lodu i ostudziła tym zapał jaki miał w głosie.- Jednak tak... ten chłopak jest takim typem by rzucić wszystko dla przyjaciela-dodała spokojnie.

-Łoł... to Twój stróż?-spytał Morty ciekaw.

-Tak, to klasa specjalna, coś jak duchy wyższe, ale bardziej... -Miki nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa, mimo że wiedziała jak ono brzmi...

-Przeklęte...-dokończyła za nią srebrnowłosa. Przez to jedno, proste słowo do końca drogi nikt nic nie powiedział. Jednak Morty dotknął  nadgarstka Miki, widząc ze ta spochmurniała, za co dostał lekki uśmiech. Kiedy się jej tak przyglądał gdy była zajęta myślami zrozumiał że też swoje przeszła, ewidentnie jednak nie była uczestniczką turnieju. Wszystko w tej dziewczynie było tak nielogiczne, od jej oczu, poprzez duchy do tego jednego faktu ze nawet on czuł że ma przytłaczające foryoku, a nie bierze udziału, eliminacje i pierwszą rundę przeszłaby grając w angry birds na telefonie...

-Mogę o coś spytać?-zaczął, kiedy byli jeszcze bardziej w tyle. Dziewczyna zamrugała jak by ją wyrwał z transu i spojrzała na niego wyczekująco.-Możesz nie odpowiadać, bo w sumie nie mam prawa do takich prywatnych pytań, ale czemu nie bierzesz udziału w turnieju?-spytał. Zapadła chwila milczenia, przerywana szelestem liści pod ich stopami, już myślał że przegiął, kiedy ta zaczęła się śmiać.

-Już myślałam ze spytasz o rozmiar stanika-powiedziała przez chichotanie, a on prawie się spalił ze wstydu ze to powiedziała, kiedy w końcu umilkła patrzyła w korony drzew z pół uśmiechem. Morty pomyślał że wygląda trochę jak jakiś elf czy nimfa, uświadamiając sobie że dziewczyna nie jest z Japonii, ani nawet z Azji...-Pomimo że jestem tu odkąd mam cztery lata dopiero niedawno wykonałam jedność ducha...-powiedziała, a szok niskiego chłopaka chyba ją aż uderzył bo spojrzała na niego, myślała o czymś i w końcu się znowu odezwała.-Widzisz moja rodzina płaci za mój pobyt tutaj więc Asakurowie nie chcą mnie zbytnio naciskać i to nie tak że całe dnie nic nie robię.-oznajmiła.-Ćwiczę sztuki walki i pewnie sam czujesz że nie mam małego foryoku, nie?-dodała, na co chłopak pokiwał głową, kiedy się przyjrzał jej ręce mógł widzieć zarysowane mięśnie,-Do niedawna nikt poza mną nie widział Leyli i jeszcze jednego ducha, który od naszej jedności siedzi w moim pokoju... okazuje się że widzę więcej niż duchy, parę razy miałam kilka nieprzyjemności i można uznać ze mam traumę, przez co mam niechęć... można to porównać do dziecka które się prawie utopiło i nie chce już wchodzić do wody... Kiedyś opętał mnie duch który był przeklęty i zły, skończyło się to moją niechęcią do wszelkich prób...-objęła się ramionami i szła dalej z chłopakiem, który zatrzymał się i patrzył za nią.-Poza tym-dodała jeszcze i spojrzała za siebie przez ramie.-Ja nie mam nic o co warto walczyć.-powiedziała z fałszywym uśmiechem. Po tych słowach spojrzał powoli na Leylę, która patrzyła dalej bez wyrazu twarzy, ale jej oczy wyrażały troskę, przypominała mu trochę Annę pod tym względem. Szybko dogonił resztę razem z dziewczyną i stanęli przed tunelem.

Morty'emu opadła szczeka. Wyjście było, a wiszący łańcuch miał tabliczkę z zakazem wstępu. Miki znała ten widok za dobrze ze swoich wyjść i codziennych wizyt odkąd Yoh tam wszedł. Kiedy tłumaczono Oyamadzie ze nie może tam wejść kolorowo oka oderwała się ciężko od opierania się o skałę i ruszyła na plażę, Tamao widząc to tylko mentalnie zanotowała by wrócić jeśli będzie się ściemniać, oraz zatrzymaniu Morty'ego który chciał iść za nią.

-Czasem potrzebuje pobyć sama...-powiedziała mu z delikatnym uśmiechem kiedy szli z powrotem do posiadłości.

******

Słońce było już niżej, ale nie na tyle nisko by zaczęła się zbierać. Woda przyjemnie gładziła jej bose stopy, buty trzymała w dłoni, a w uszach miała słuchawki douszne bezprzewodowe i słuchając muzyki chodziła tak. Zatrzymała się jednak i prawie upuściła buty widząc ducha który ostatnio siedział przy jej oknie, gładzącego pysk w pełni wodnego, długiego smoka... Duch miał długie, czerwone włosy, związane ozdobną wstążką w kolorze białym, dwa kosmyki po bokach swobodnie opadały, była blada i ubrana w czerwone spodnie i białe kimono wpuszczone w takowe, była na boso, a na tali miała pasek z sakiewką pełną talizmanów. Była szczupła i wysoka, bez jakichkolwiek butów, jej dłonie gładziły stworzenie, były smukłe, z długimi palcami i lekko długimi paznokciami. Stworzenie zauważyło Miki i zaczęło warczeć, gotowe zaatakować, co spowodowało zaciśniecie zębów u dziewczyny i upadnięciem, cofała się szybko.

-Mizuro spokojnie-kobieta spojrzała na smoka który z szybkością i zwinnością zbliżył się do Usami. Smok momentalnie stanął przed nią i spojrzał do tyłu, na czerwonowłosą. Twarz kobiety była szczupła, tak jak i długa szyja, miała usta różowe niczym kwiat wiśni, mały nosek, piegi na polikach i bystre, wielkie oczy o kolorze rubinów, prosto mówiąc była piękna. Podeszła i pogładziła łeb smoka, uspokajając go. Zadowolone stworzonko skakało w powietrzu w dal morza, aż w końcu podskoczyło i z lekkim falowaniem zniknęło w wodzie.- Wybacz mu, jest dość niespokojny-powiedziała kobieta podając jej dłoń. Niewiele myśląc Mizuki podała jej takową, była zimna w dotyku, ale udało jej się ją podnieść, przez co szybko można było stwierdzić ze jest silnym duszkiem. -Witaj-dodała z uśmiechem.

-No hej....-odparła Miki patrząc niepewnie.-Um... zazwyczaj widzę Cię po domu, co Ty tu...-zaczęła niepewnie.

-Kiedyś byłam tamtejsza uczennicą, ale mnie mnie zabili i przeklęli -wzruszyła ramionami kobieta i wzięła muszlę którą fala przysunęła jej pod nogi. Wzięła ją z uśmiechem i przyłożyła do ucha.-Dbam o stworzenia których zwykli ludzie nie widzą, a szamani unikają-dodała przykładając muszlę do ucha

-Nie dziwie się że ich unikają jak od razu atakują-burknęła Miki zakładając ręce na piersi.

-Też byś atakowała gdyby Ciebie tak raniono-odparła jej kobieta.-Jestem Hinata-oznajmiła jej i podała muszlę. Dziewczyna patrzyła na takową, potem na czerwoną, ta miała zapewniający uśmiech na twarzy, przez co z westchnieniem Miki wzięła skorupę i przyłożyła do ucha. Oczy rozszerzyły się jej i spojrzała w stronę takowej. Delikatne dźwięki lutni i cichy śpiew w języku którego nie rozumiała. Syreni śpiew, tak właśnie mogła to określić, jednak mimo iż nie miała jak tego wiedzieć, to była pewna że to właśnie te stworzenia słyszała. Jej brązowe jasne oczy zalśniły w słońcu, patrząc na kobietę, która się uśmiechała. -Zachowaj ją-dodała znikając gdy się odwróciła. Powoli opuściła dłoń i spojrzała na wodę. Niepewnie podeszła, fale obmywały jej nogi i nogawki na kolanach. Trzymała muszlę i przytuliła ją do piersi. 

Wszystko ucichło, jej oczy stały się puste. Powoli wchodziła dalej, aż do pasa była w wodzie, muszla była włożona w jej bluzkę, wpuszczoną w spodnie. Powolnym ruchem dłoni dotykała wody, przepływała przez jej palce, chłodna, krystaliczna, łeb smoka pojawił się przed nią i obserwował ja.

-Domi-szepnęła imię. Znany jej demon stał za nią i opierał się o jej plecy, nie była zbytnio zaintrygowana, po prostu stała, puki nie usłyszała dalszych słów.

"Leviathan, the King of Envy...

Snake always on duty

Become here, clear the water

from trash and toxins in my order"

Domi patrzyła w szoku jak na karku Miki pojawia się dobrze znany jej symbol, w oddali zauważyła cienkie, łuskowate cielsko z kolcami na grzbiecie, wielki, wodny wąż ukazał swe zimne ślepia tuż przed kobietami, kiedy czarnowłosa nic nie zrobiła poza przyzwaniem swojej kosy, leniwie zabrał głowę i ruszył szybko. Ciało dziewczyny powoli zaczęło opadać na kolana, niechybnie nabrałaby wody w płuca i byłby koniec zabawy, gdyby nie Mizuro. Smok otoczył ją z wdzięcznym wyrazem pyska i przeniósł ją na plaże. 

*****

-Przepraszam, co więcej mam Ci powiedzieć?!-krzyk dziewczyny rozległ się po lesie. Miki biegła za szybko idącą, wściekłą do granic możliwości Tamao.

-CO ROBIŁAS DO TEJ PORY!-odkrzyknęła rózowa.

-No przecież Ci mówię że spałam na plazy!-odparła blondynka.-Tamao, co ja mogłam tam robić?-dodała pytanie.

-A bo ja wiem?! Moja wróżba oszalała! Znalazłam Cię obłożoną złotem i biżuterią! Jak mam Ci wierzyć?-spytała Tamamura zatrzymując się i tupiąc.

-Twoja wróżba oszalała bo chciałaś ją robić mnie, ale ciągle myślałaś o Yoh!-odwarknęła wnerwiona ciągłymi oskarżeniami Miki, Tamao zaniemówiła.-Oskarżaj mnie ile chcesz, jasne zależy Ci na mnie, ale jak na znajomej, nawet kiedy byłyśmy razem ciągle myślałaś o nim, nie pójdziesz ani krok dalej w niczym jeśli nie zapomnisz o tym co Cię trzyma!-dodała wskazując na nią palcem, ominęła ją i poszła dalej. Pierwszy raz aż tak pokłóciła się z Tamao, nie rozumiała co się stało, czuła jak by cała zazdrość która czuła o uczucia różowej do Yoh kiedy były razem wezbrała i rozlała się, jakby jej nie puściła to by kogoś zaatakowała... Objęła się ramionami i szła, a za nią lewitowała Antares, wdzięczna za chwilowe zaćmienie którego dziewczyna doznała.

Tamao podała kolację, Miki zamiast naprzeciwko niej usiadła obok Anny, na przeciwko niskiego chłopaka i w milczeniu jadła. Blondynka uniosła na to jedynie brew, według swoich uznań nie miała powodu się wtrącać puki nie dotknie to jej albo Yoh. Manta czół się dziwnie w takiej ciszy, jak by był w domu... nie za bardzo przepadał za rodzinnymi posiłkami, cóż tutaj było lepiej, ale cisza dzwoniła mu już w uszach. Widocznie nie tylko jemu bo Anna przywołała jakiegoś ducha i słuchała co jej szepcze.

-Wiecie że z morza zniknęło 90% zanieczyszczeń i śmieci?-spytała brązowooka.-Nagle zniknęło tego popołudnia-piła zupę i zerknęła na Miki.

-Jakim cudem?-spytała i ciemna blondynka i Morty. Tamao tylko siedziała w szoku. Anna odstawiła pustą miseczkę i odetchnęła.

-Nikt nie wie-odparła spokojnie, kiedy Manta zaczął mówić naukowe bzdety, a Miki słuchać z uznaniem i ciekawością, spojrzała na ducha opierającego się o drewnianą ścianę, obok otwartego na ogród pokoju, wstała i poszła do takiego, kiedy ten to widział zaczął odchodzić.-Myślę że stąd nas nie usłyszą-powiedziała kiedy doszła za zjawą do linii lasu, obok drugiego budynku.

-Na prawdę masz niepokolei w głowie dziewczynko-powiedziała Antares stając twarzą w twarz z szamanką.

-Nie boję się Ciebie, mogę z łat...-przerwała kiedy jej korale zacisnęły się na jej szyi, tak ze ledwo oddychała.

-Możesz się mieć za pół boga wśród szamanów, ale ani ja, ani Leyla, ani inne duchy kręcące się wokół Miki nie są tylko duszkami Casper'ami które możesz związać czy odesłać koralikami z bazaru-blada twarz i kły czarnowłosej były przed twarzą itako. Potem puściła ją i usiadła na gałęzi drzewa, a ta mogła znowu oddychać. Nieliczne razy kiedy Anna się bała nigdy nie miały związków z jakimkolwiek duchem czy zjawą, ani demonem, które z resztą sama przyzwała, ale teraz było inaczej. Miki nie otoczyła się zwykłymi niskimi demonami, czy zjawami o których opowiadał Yohmei, to były wysokiej rangi, inaczej nie da się tego nazwać, potwory...

-To ona...prawda?-spytała przełykając strach i drżenie głosu. Lodowe i karmazynowe oko skupiły się na niej, powoli znikając za wachlarzem rzęs i bladymi powiekami. Biel ostrych jak brzytwa, zębów jak u piranii zalśniła, łącznie z włosami, niemal pływającymi w powietrzu, tworzyło niepokojący obraz na tle ciemnego lasu.

-Cóż ona o to poprosiła-potwierdziła jej przypuszczenia demonica.-Ale fizycznie nie, po prostu nakarmiła węża-dodała kładąc się na gałęzi, gładząc pień, nagle, bosa stopą. Anna stała zamurowana, od dawna wiedziała ze Miki nie jest tylko szamanką, ale  coś takiego? No jasne przodek by coś takiego umiał, ale ona nie była niczyją reinkarnacją, prawda? Kiedy Anna znowu spojrzała na drzewo, kobiety już nie było, a Miki szła przez patio w stronę swojego pokoju. 

Ciemna blondynka pożyczyła Mortiemu swój laptop i kiedy wracała ponownie do swojego pokoju by wziąć kąpiel i iść w końcu spać, nie mogła otrząsnąć się z uczucia że musi coś jeszcze zrobić w bibliotece. Uczucie nie znikało, mimo że obeszła pokój z cztery czy pięć razy, przejrzała każdy tom i zeszyt, nawet pergamin, który tam był, ale dalej nie znalazła tego co szukała... a czego w ogóle szukała? Frustracja kopnęła ją w końcu w kostkę i uderzyła w najbliższą ścianę, słysząc głuche odbicie spojrzała na takową i zaczęła powoli stukać, natrafiła w końcu na wgłębienie by przesunąć drzwi i weszła. Powinna to robić? Nie, ale co się może stać? Powoli schodziła po niedługich schodach. Wyjęła telefon i włączyła latarkę rozglądając się i stając po chwili twarzą twarz z portretami... Poprzedni członkowie rodziny Asakura, pierwszy przodek, Hao Asakura i obok...ona... Dziewczyna z plaży, ta która zawsze jest w jej pokoju.... Patrzyła na nią z płótna, uśmiechając się, stojąc tuż za pierwszym Hao, z ręką na jego ramieniu... Patrzyła tępo, puki nie usłyszała czyiś kroków. Szybko wyłączyła latarkę i schowała się w zagłębieniu obok wielkiego portretu. Osoba niosła pochodnie, dzięki czemu widziała że to Yohmei, rozejrzał się nerwowo i poszedł dalej, delikatnie chyląc głowę przed portretem który przed chwila oglądała. Kiedy odszedł coś spadło jej w ręce, jednak nie miała czasu by sprawdzić co to, bo szybko uciekła i zamknęła się w swoim pokoju.


sobota, 24 kwietnia 2021

Pier 2

WAŻNE
Popaprał mi się ich wiek z lekka, Tamao ma dalej dwanaście, ale Yoh, Anna i Miki trzynaście na tą chwile historii, bez bicia przyznaję ze zapomniałam że walki szamanów w Tokyo trwały całe dwa lata i to piętnaście lat to na początku drugiej rundy wszyscy mają, kajam się i przepraszam, oczywiście Jun dalej ma siedemnaście, a Leo dziewiętnaście.

***

Słońce było już w zenicie, ogłaszając popołudnie, Yohmei był w domu i czytał przy herbacie, Tamao zmywała po podwieczorku, patrząc w zlew i próbując ignorować usilne odgłosy uderzania w worki treningowe i drewniane kukły... wiedziała że Miki nie zabandażowała rak przed pójściem się wyładować, że jej delikatne dłonie są pokaleczone, skóra zdarta i krew powoli skapuje z opuszków palców, knykci i wierzchu dłoni. Yoh i Anna niedługo przyjadą, to wiedzieli, ale wcześniej żadna z nich nie znała szczegółów, szczegółów które nimi wstrząsnęły.
Miki, jak i młody Asakura, nigdy nie mieli wielu przyjaciół. Oboje wielokrotnie zastanawiali się czy byliby takowymi z sobą nawzajem, Anną i Tami gdyby nie byli zmuszeni by spędzać razem wakacje, mieszkać, uczyć się... Szatyn nazywany był "Dzieckiem Demona", oczywiście Miki nazwano "dziwadłem" bo odizolowała się od świata i innych, tylko ta trójka i jej rodzina, w mniejszym lub większym stopniu, więc kiedy przeczytała ze Yoh był w stanie porzucić przyjaciela przez coś takiego, coś co nie było jego winą, wściekła się i nie słuchała żadnego argumentu który podawała jej Tamao. Mistrz dziewcząt zadowolił się prostym "wybacz, Mistrzu, ale to sprawa przekonań i różnicy w myśleniu" od młodej Mizuki, wolał się nie wtrącać, zwłaszcza że dziewczyna poza ochroną przez demony i inne stwory, miała wielką siłę fizyczną.
Oczywiście wściekłość ciemnej blondynki wywodziła się też z rozmowy telefonicznej, którą odbyła z Leo kilkanaście dni temu, na temat rodziny jego narzeczonej. Oczywiście od zawsze mieli świadomość że rodzina Tao ma... mroczną historię, ale to jak głowa rodu wychowała brata Jun uświadomiło im jak bardzo. Czarnowłosy wysyłał jej sms'y z tym czego się dowiedział, a wesołe informacje to to nie były, albowiem odkrył że nastoletni chłopak z zimną krwią zabił wielkiego chłopa lat ponad dwadzieścia pięć, czyli swojego egzaminatora. Minął tydzień od ich kilkugodzinnej kłótni, w której pierwszym zdaniem Miki było "Pakuj się i wyjedź stamtąd, błagam Cię". Kłótnia skończyła się dopiero w nocy, tym ze Miki roztrzaskała telefon, a rodzina Tao była świadkiem jak Leo rzuca swój z balkonu w swoim pokoju, tamtej nocy Miki spała w jednym futonie z różowowłosą, a jej brat skończył projekty na następny miesiąc, bo pracował gdy się wściekał.
Dochodziła piąta po południu kiedy Tamao zniknęła w swojej sali wróżbiarskich ćwiczeń, a Yohmei gdzieś poszedł. Nieliczne chwile samotności nigdy nie przeszkadzały kolorowo okiej, ale dzisiaj było inaczej, czuła się jak by ją ciągle podkuwano, ciągnięto za włosy czy szczypano. Doprowadziło ją to czegoś czego nie zrobiła chętnie, czyli ćwiczeniu swoich szamańskich mocy. Pozostali uznali to za normę, przecież po to tu byli, zostanie szamanami to jak oddychanie kiedy wchodzi się do tego domu, jednak nikt poza Anną nie potrafił zdzielić Usami do tego stopnia by ćwiczyła swoje zdolności, mimo to dalej udawało jej się tylko wywołać duchy kwiatów i innej roślinności, choć poziom przyzwań był tak silny jak ten na którym jest Yohmei, blondynka dalej ją cisnęła by użyła swoich stróżów, może pora nad tym poćwiczyć... Pierwszym krokiem jaki zrobiła było znalezienie "medium", ale to miała za sobą, zrobiła to po liście Yoh który entuzjastycznie opisał im to wszystko, Tamao wskoczyła dzięki temu na kompletnie inny poziom. Oczywiście starszej dziewczynie zajęło to więcej czasu, wszystko jej nie odpowiadało, aż pewnego dnia obudziła się i przy jaj łóżku, na nocnej szafce, leżały przedmioty w gablotkach, drewnianych pudełkach czy innych wyrafinowanych i przesadzonych przedmiotach na przechowanie. Palpitacja serca jaka przeszła nie minęła puki nie upewniła się sto razy że nic nie było kradzione, oczywiście wszystko było podpisane imionami, jak i parę bez takowych, po prostu na nowe duchy czy coś takiego. Aktualnie Miki zdecydowała się wziąć dwa przedmioty, po jednym dla Antares i Leyli, trzeci duch nic nie zostawił i już dawno wiedziała dla czego, nie chciała się nawet w to zagłębiać.
Przygotowała wszystko jak uważała że jest najlepiej. Mimo że przedmioty leżały po jej lewej, nie śpieszyła się ich użyć, chciała zacząć od podstaw, czyli jedności ducha. Czytanie listu było jednym, ale opis sprawił że chciała to przeżyć, chciała spróbować być szamanką w pełnym znaczeniu i teraz mimo że się bała, że jej dłonie drżały, krople potu spływały po jej twarzy i karku zdecydowała się spróbować. Powoli otworzyła oczy i patrzyła na siedzące przed nią dziewczęta. Posiadaczka uszu siedziała wygodnie na wielkiej pufie, która jej matka przysłała na jedne z urodzin, albo raczej jej sekretarka w jej imieniu, czytała jedną z książek które wysyłała jej starsza siostra, która podróżuje z matką po świecie, także chce być projektantką mody, wiec uczy się, a jednocześnie ma praktyki, Megumi Yoshiko była twórczynią wielu strojów które były w garderobie młodszej Yoshiko, ale tworzyła też sukienki dla Anny i Tami. Drugi duch malował swoje długie, ostre paznokcie niczym kocie, po raz czwarty dzisiaj zmieniała kolor, tak jak i ubranie, teraz miała coś co przypominało ubiur samej Miki, długa do kolan, luźna sukienka sportowa z kapturem, Miki miała ją w ciemnej zieleni, a demonica soczystej czerwieni, ich włosy także były podobnie ułożone, w dzie kitki po bokach, do tego Antares założyła jej małe rogi na opasce, nie że szamanka miała coś przeciw, czerwono oki demon dawno oznajmił że należy do niej, ale i ona do niej. Układ był dziwny i nie zrozumiały, prawda była taka, że czarnowłosa sama nic nie zyskiwała dla siebie, ceną jaką Miki musiała zapłacić za jej moc było bycie z nią, czyli ze będzie jej stróżem, gdzie tu jakikolwiek zysk dla demonicy? Mimo to nigdy nie zadała jej tego pytania, nie ze strachu, czy braku ciekawości, po prostu to nie jej miejsce by pytać.. Własnie dla tego kiedy wstała nie podeszła do bezpiecznej opcji, nie wybrała Lejli, a stanęła przed Antares która skończyła malowanie i piła spokojnie coś przypominającego gęsty sok z ciemnych owoców. Powoli wyciągnęła do niej dłoń i poczuła chłód, ale nie bała się go, nie był nieprzyjemny... Przypominał jej bryzę w letni dzień, ubłaganą i mile widzianą bryzę, z zapachem pięknego morza.
-Miki co Ty.?-spytała niepewnie błękitnooka, ale zrozumiała na tyle szybko by się uśmiechnąć. Nikt z ludzi których wcześniej wybrała nie potrafił się przełamać by to zrobić, zbyt się bali, uważali ją za nieczystą istotę, czasem za narzędzie, ale dla tej młodej dziewczyny to nie miało znaczenia, nie obchodziło jej to, status, siła, wierzenia... obchodziło ją to że Antares powiedziała ze jej pomoże i to ją fascynowało w tej dziewczynie, nawet jak na to dziwne pokolenie, ona była dziwadłem...
-Forma ducha-płynny głos przerwał cisze jak krople wody uderzające o skały w jaskini, jak by odbijały się echem. Leyla zszokowana odłożyła książkę i patrzyła w głębokim szoku, bo Miki nie tylko robi ten pierwszy krok, ale robi go też z groźniejsza opcją. Demonica usłuchała się głosu swojej szamanki, jej ciało otoczyła mgła i po chwili ukazała się jako kulka z rogami, a wokół niej był pierścień z kilkoma gwiazdkami na nim, jej oczy i usta z kłami były wyraźne jak w humanoidalnej wersji, a włosy opadały i rozmywały niedużo za jej buźką, Miki podziwiała ją chwilę, jakby zaczarowana, kąciki jej ust uniosły się delikatnie w niewidoczny prawie uśmiech.-Jedność...-dokończyła zdanie. Jej dłoń ostrożnie przysunęła kulkę do jej piersi, a takowa wchłonęła się w nią. Listy Yoh nie umiały tego opisać, pomijając sam fakt że chłopak był za leniwy by dokładnie opisać to uczucie, nie tylko to, ale każdy duch był inny, a ten którego ona włożyła w swoje ciało był duchem rangi specjalnej. Duchy które sa na ziemi ponad pięćset lat, duchy natury, demony, anioły i tym podobne istoty... Kiedy Antares złączyła się z dziewczyną, takowa poczuła nieograniczony spokój, o dziwo. Orzeźwiający wietrzyk, bryza i zapach który znała od urodzenia, zapach lili, pajęczych, białych, tygrysich... zapach róż, orchidei, mieczyków i wielu innych. Czuła jakby ktoś dotykał jej duszy, brał ją w ręce i prowadził, niusł przez świat, bo faktycznie się poruszała, miała świadomość, słyszała delikatny szum i syczenie ognia, ale był on zimny i mienił się kolorami.
-Hej, spójrz tutaj-to był jej głos, ale za nim był inny, wyraźniejszy, pewniejszy, bardziej niski, chłodny, wyrafinowany... ten który należał do demonicy, dalej miała świadomość, pewnie nie byłoby problemu z przejęciem kontroli nad ciałem z powrotem i dalej byciu w jedności ducha. Kiedy szamanka "uniosła" oczy ujrzała się w lustrze. Duch specjalny powodował ukazanie się charakterystyk które posiadał, jej włosy były wydłużone do kostek, przybrały hebanowy kolor, jedno oko pozostało w kolorze mlecznej czekolady, drugie zaś było brązowo czerwone, jak palony brąz, czyli takie jak jedno z oczu ducha stróża, rogi na opasce wydłużyły się i ułożyły wzdłuż głowy, przy długich, elfich uszach, które zamiast na boki, szły w tył. Z różowych jak maliny ust wystawały kły, a spod sukienki cienki, długi ogon, który dla ułatwienia owinął się wokół jej uda, Sukienka była czerwona w zielone paski, a buty kozakami na grubej podeszwie lekko za kolano... Po raz pierwszy Miki czuła się śliczna... Jej dłoń ruszyła się, tak jak ona tego chciała, i dotknęła tafli lustra, czyli duch pozwalał jej wykonywać ruchy i mieć kontrolę jeśli chciała. Jej paznokcie lekko stuknęły o szklaną powierzchnię, były indygo z ozdobnymi diamencikami na nich, co śmieszniejsze to były prawdziwe diamenty. Uśmiechnęła się i spojrzała na drzwi, nie bała się o kontrolę, o to że nie powinna aż tak ufać demonowi w każdym tego słowa znaczeniu, po prostu chciała iść na zewnątrz. Było już w sumie dość późno. Słońce już zachodziło i niebo przybrało barwy czerwieni, żółci i pomarańczy, wiatr wiał lekko, ale nie czuła zimna. 
-Ah! Miki, dziecko drogie, powiedz Tamao by...-usłyszała głos Yohmeia który przerwał wodząc jej wygląd z tyłu, a potem z przodu, bo spojrzała na nich. Wraz z nim była Anna, Yoh i jego stróż. Odkąd ostatnio się widzieli Anna podrosła, wyrosła na przepiękną młoda kobietę, jedwabne miodowe włosy, miękko opadające na boki twarzy i ramiona, sukienka ukazująca delikatne, ale silne ramiona, oraz długie zgrabne nogi i podkreślająca rosnące kobiece kształty, jak zawsze miała czerwona chustę na głowie. Yoh patrzył zaskoczony swoimi oczami jak bursztyn wymieszany z brązem, włosy jak drzewo orzechowe rozchodziły się na wszystkie strony świata, był wyższy niż Miki, choć teraz na pewno nie bo podeszwa była wielka, miał rozpięta koszulę i było widać że Anna zaganiała go do treningów... Jednak ciało zamarło kiedy oczy szamanki i demona padły na stróża chłopaka. Mężczyzna był wielki, wysoki, w lekkim stroju, co nie było za mądre patrząc ze walczył mieczem na porządku dziennym, jakikolwiek pancerz, poza tymi na ramionach, byłby mądrą decyzją. Miał srebrne długie włosy, związane w kucyk, wyraźnie zarysowaną szczękę, czarne oczy  obserwowały je dokładnie, jak by nie był pewien czy może im zaufać. Ciało dziewczyny było wręcz sparaliżowane, jej oczy były wręcz puste i ostatnie co słyszała to jak Anna i Yoh krzyczą jej imię.
***
Świat dookoła był o wiele bardziej zielony, żadnych budynków , tylko las i bogactwa natury, owoce, zwierzęta... I wysoka postać o czarno czerwonych włosach i czarnych białkach, miał złote tęczówki i czerwone źrenice, przystojna, delikatna twarz, włosy opadające mu na oczy, sięgające do końca karku.
-Znowu zawrzesz z kimś umowę?-spytał, miał delikatny, płynny głos, bez bicia przyzna że zrobiło jej się lekko ciepło na jego dźwięk 
-Co..?-spytała Miki zszokowana, patrzył prosto na nią, co jej zrobi?
-Możliwe-powiedział znajomy dla niej głos, odwróciła się i jej oczy rozszerzyły się w szoku. Wielki korzeń wystawał z ziemi, na nim siedziała w shortach jak bielizna, bluzce odsłaniającej brzuch i płaszczu z płachtami odchodzącymi od kości ogonowej, wyglądające jak skrzydła kruka , włosy sięgały jej za pośladki, a inteligentne oczy w kolorze czerwieni księżyca i błękitnego zimna takowego naturalnego satelity. Miki poznała ją od razu, Antares, ale młodsza? Cóż przynajmniej sądząc po włosach... Rozmawiali przy niej? Nie, nie, nie, nie, oboje jak nic byli demonami, nie pozwoliliby marnemu człekowi słyszeć swoich rozmów... Była z nią połączona... zobaczyła tego ducha... czy to możliwe że była we wspomnieniach czarnowłosej? Rozwiązanie absurdalne, a jednocześnie najbardziej logiczne, mimo wszystko Antares nie była zwykłym duchem, skoro miała wpływ nie tylko na jej wygląd, ale nawet ubranie to spojrzenie w jej wspomnienia przy silnym bodźcu nie brzmi tak absurdalnie jak przy jedności ze zwykłym duchem stuletniej osoby, czy nawet starszej...
-Na prawdę, co z tego masz?-spytał demon wzdychając.
-Zabawę , Diablo-kun -odpowiedziała mu z gracją zeskakując, nie było szelestu, najmniejszego dźwięku nawet kiedy nadepnęła na gałąź.- Chodzimy po tym świecie tyle lat że już mnie to nudzi, a ludzie to miła rozrywka, choćby przez ich chciwość, porywczość, smutek, wściekłość... zazdrość, głód wszystkiego... I krzyki gdy cierpią...-śmiała się kobieta i szła.
-A on co Ci daje?-pytanie sprawiło ze jej rechot i kroki ustały. Białka pociemniały, źrenice były kolorem drugiego oka, a tęczówki wręcz płonęły fioletowym ogniem.
-Nie waż się o nim mówić-warknęła.-Dobrze wiesz CO mi daje.-Miki nie zdążyła zobaczyć jak z trzech metrów odległości od niego, zmieniły się na trzy milimetry, ich nosy stykały się, a ciała napięły, jedno gotowe zaatakować, a drugie się bronić.
-Wierzysz że to on? Dalej w to wierzysz?-mimo ewidentnego...niepokoju, mężczyzna nie poddawał się i kontynuował. Kobieta wypuściła powietrze, a jej oczy wróciły do normy. Odsunęła się i oparła o drzewo, podnosząc jedną nogę i umieszczając obcas, który mógł służyć za broń jak sztylet, na pniu objęła się ramionami i wbiła wzrok w ziemię.
-Kiedy zrobisz to co zrobiłam ja potrafisz to wyczuć... Jesteś demonem pierwotnym, ja przelałam krew tysięcy w zemście, zwróciłam uwagę matki demonów i stałam się jej pupilkiem, kara, błogosławieństwo, przekleństwo, nagroda, nazywaj to jak chcesz, wiem ze to on...-oznajmiła. Miki nic a nic nie rozumiała.
-Domi...-powiedział demon obserwując ją dokładnie... nie... nie ją, obserwował ciemną blondynkę. Dziewczyna zachwiała się i upadła, odsuwając się na czworaka.-Jedno z jej innych imion... da Ci więcej siły... jeśli masz co poświęcić, wezwij i mnie, ale cena będzie duża, nie wzywaj mnie na próżno.-Powiedział, kiedy doczołgała się raczkiem do pobliskiej rzeki, jego białe kły odbijały się w jej przerażonych oczach, pchnął ją, dając jej jednocześnie coś, co odruchowo złapała i trzymała przy klatce piersiowej... Potem czuła jak upada, a dwie pary oczu, obserwują jej upadek z zainteresowaniem.
***
Nie poczuła upadku, jednak poczuła że w coś uderza, coś twardego. Przedmiot wydał dźwięk, chyba upadł, i na jej twarz wylądowała woda, zimna jak by dopiero co roztopiony lód. Kaszląc, bo trochę wleciało w jej nos, i szybko, za szybko, siadając złapała się za głowę, a coś głucho uderzyło o jej kolana. Zalepione żółta mazią, zaspane oczy rozejrzały się po pomieszczeniu. Twardym przedmiotem była metalowa, głęboka miska, teraz pusta, ale patrząc po zaciemnionym śladzie i fakcie że była mokra jak trawa o świcie od rosy, była przed chwilą pełna wody. Była w swoim pokoju, pełnym poduszek slimów, z wielkim biurkiem, które w sumie było blatem w kształcie litery "L" zapełnionym zeszytami, komputerem do grania i grafiki, z wysoką szafką, tuż przy biurku, pomiędzy takowym a oknem, pełna przekąsek, duży regał z książkami i płytami, głównie grami na pc, dwie wielkie pufy, na których wcześniej leżała Leyla, i na koniec, oczywiście poza wielkim łóżkiem zawalonym poduszkami z anime, włącznie z body pillow, duża, długa szafa, wypełniona w sześćdziesięciu procentach. Chwilę zajęło jej rozbudzenie, w końcu spojrzała w dół i zobaczyła śliczną torbę, no w sumie też plecak, na wzór łapacza snów, po bokach bardziej obeznane osoby rozpoznają także symbole voodoo... Moment... skąd to tutaj? czyżby jakimś cudem Diablo dał jej to i wepchnął wraz z jej świadomością z powrotem do realnego świata? Jakim potworem jest że był w stanie to zrobić? Odgoniła takie myśli uderzając się dłońmi w poliki, i to dość mocno, nie, nie, N.I.E. Myślenie o tym doda jej więcej zmartwień i pytań, więc lepiej uznać to za kolejny dowód  "jej szczęścia", tak właśnie zrobiwszy wstała z futonu( czemu nie położyli ją w łóżku?), wzięła czysty zestaw ubrań i poszła do osobistej łazienki, jej rodzina płaciła tyle że nawet jak by miała tutaj prywatną łaźnię i tak byłoby to mało, i wzięła długą kąpiel z solami lawendowymi.
Ubrana w koszule z niebieskimi kwiatami oraz spodenki przypominające spódniczkę, zakolanówki z "narysowanymi" gwiazdkami oraz spiętymi w dwa koki włosami, ozdobionymi spinkami ze zwisającymi gwiazdami i księżycem wyszła z pokoju. Koło niej lewitowała kociopodobna duszka, ale po Antares nie było śladu, może wiedziała ze była w jej wspomnieniach? Nieważne, tak czy owak nie ma zamiaru tego rozpamiętywać, przeciwnie, chciała zapomnieć o demonie, ich rozmowie, tym że dostała podarek i imieniu które doda mocy rogatej istocie. Patrząc po pozycji jedynej gwiazdy Układu Słonecznego było już co najmniej południe, musiała być nieprzytomna co najmniej dwanaście godzin jak nie lepiej... Świetnie, tyle zmarnowanego czasu... Wzdychając z poirytowania, nie zwróciła uwagi że właśnie kogoś minęła, uznając że to niewidoczny dla innych duch, albo Tamao, zamierzała iść dalej, jednak zimny i ostry ton przerwał jej wędrówkę w wielki i zły świat.
-Nawet się nie przywitasz?-Anna stała jak rozczarowana matka, z rękoma skrzyżowanymi na piersi i bursztynowymi oczami mierzącymi rówieśniczkę jak by przyłapano ją na paleniu czy obmacywaniu w klasie po zajęciach. Miki zamarła i spojrzała za siebie, nie wzruszona postawą jasnowłosej.
-Anna!-ucieszyła się i przytuliła ją, wręcz czując lekki uśmiech który wpełzł na jej twarz, kiedy wiedziała ze wzrok dziewczyny jej nie przyłapie.-Wieki minęły-ile to minęło?-spytała wesoło.
-Coś koło roku- odparła Anna, no tak, niedawno wysyłali sobie kartki urodzinowe i paczki z prezentami, a teraz znowu się widza. Turniej ciągnął się jak gra w wojnę z trzema taliami, z użyciem jokerów, co nie było aż tak dziwne, Mikihisa kiedyś mówił im że plemię strażników to maksymalnie sto pięćdziesiąt osób z czego koło jednej czwartej może sędziować, a szamanów na świecie jest co najmniej sto tysięcy, nie dużo jak na populację planety, ale różnica w ludziach jest znacząca mimo wszystko...
-Gdzie Yoh?-spytała Miki.-Posłałaś go już na trening?-spytała. Anna zamrugała zaskoczona.
-No tak, nie było ci wyjaśniona... Yoh poszedł do tunelu-powiedziała spokojnie blondynka, ciemniejsza jednak zamarła i patrzyła tępo. Tunel Tartaru był jej zmorą odkąd miała sześć lat, próbowała go przejść, i udało jej się to w rekordowym czasie, po trzech godzinach wyszła w pełni zdrowa, tak jak by wyszła się bawić, w ręku trzymała chiński lampion, który dała jej "śliczna Pani", nawet ona nie rozumie co miała na myśli, takowa podróż nie pomogła jej też w sprawie szamaństwa...
-Od jak dawna?-spytała pusto. Odpowie jej to tez ile spała.
-Od tygodnia... Miki tydzień byłaś nieprzytomna... Do tego... możemy widzieć ta demonicę o której mówiłaś... twoja jedność odblokowała ta możliwość.-to... było wiele informacji na raz. Anna usiadła z Miki nad jednym ze zbiorników wodnych w ogrodzie, zanurzyły stopy w letniej wodzie i rozmawiały. Tamao od dwóch dni była zamknięta w swoim studiu, inni byli jak na szpilkach, czyli ona i duch stróż Yoh, Amidamaru, ten który wywołał jej omdlenie. Dziewczyna w czarnej sukience dla zabicia ich czasu mówiła o Tokyo, szkole i wszystkim co się wydarzyło, dając Miki ukojenie na wieść o zmianie zachowania, które wywołali w Jun. Tamao pojawiała się od czasu do czasu, ale głównie siedziała i ćwiczyła, Miki gotowała i zajmowała się posiadłością, razem z Anną, która pomagała z nudów. Chwilę zajęło by Antares się znowu pojawiła, ale kiedy to zrobiła nic nie mówiła, jedynie kiedy była sama ze swoją szamanką odzywała się pojedynczymi zdaniami i zerkała na leżący na parapecie plecako-torbę od demona z jej wspomnień. Czas leciał i nim się zorientowały minął im tak tydzień. 
Dzisiaj na obiad miała być ryba która złapały w rzece płynącej niedaleko posiadłości, w lesie, Miki przyrządzała ją, a Anna kroiła warzywa do naczynia żaroodpornego , kiedy ciche granie radia przerwał Amidamaru przenikający do kuchni przez ścianę.
-Anno, Miki! Tamao atakuje Mortiego i Ryo!-krzyknął, oczy dziewcząt padły na niego. Bursztynooka z poirytowaniem wbiła nóż w deskę, przeklinając, oczywiście umiarkowanie, pod nosem, a Miki mrugała zszokowana, nożyk wypadł z jej dłoni i niedowierzanie było wypisane na jej twarzy. Tamao? Zaatakowała? Ta Tamao? Różowowłosa owieczka o złotym sercu? Nim zdążyła się otrząsnąć była ciągnięta za ramię przez wściekłą Kyoyamę, a za nimi leciał spanikowany duch stróż słuchawkowego szamana...
..................
Mam nadzieję że taki LUUUUUUUUUUUUUUŹNO powiązany z fabułą serialu/mangi rozdział tez się spodoba, będzie ich w sumie kilka, jak nie kilkanaście.

niedziela, 11 kwietnia 2021

Challenge: Love me pilot

Mężczyzna w garniturze jak zawsze w piątek ,o godzinie szesnastej, był już sam w biurze. Cisza wręcz dzwoniła w uszach, ale nie przeszkadzało mu to, przynajmniej tak sobie na upartego wmawiał, no bo kto niby miał mu przeszkodzić w tej nierównej walce z nim i jego myślami. Niechętnie jednak spojrzał na zegarek po paru minutach i prychając rzucił kartki Jak zwykle się spóźnia... 

Pomyślał opierając brodę na dłoni, jeden z palców drugiej ręki uderzał o miękka okładkę kalendarza w geście irytacji, do której oczywiście się nie przyzna, bo jest ponad to! Ten dumny, zniecierpliwiony czyimś spóźnieniem mężczyzna o długich włosach, częściowo spiętych spinkami tak że układały się w trzy małe czuby, koloru fioletu i indygo, o przenikliwych, chłodnych oczach niczym złoto i bursztyn, smukłych rysach twarzy, drobnym, ale umięśnionym ciele, co nie było widoczne tak dobrze przez garnitur, wysoki jak wieszak to Ren Tao, głowa takowej szanowanej rodziny.

-Bason!- głośne wezwanie imienia przerwało cisze tak ze sam lekko zadrżał, ale jego stróż, chiński generał, nie zauważył tego, na swoje szczęście, oczywiście. Jego rdzawe oczy świeciły inteligencją spod hełmu, który okazywał też silne rysy szczęki, resztę zasłaniał ciężki pancerz.

-Widziałeś ją?-spytał Ren, powoli patrząc w bok, by uniknąć wzroku swojego stróża, któremu oczy zabłysły i nie mógł powstrzymać uśmiech, że jego mistrz zadaje takie pytanie, chyba trzeci raz z rzędu w tym miesiącu, czyli dokładnie tyle razy ile ta osoba pojawiała się u wysokiego mężczyzny...

-Nie, Panie. Nie od ostatniego razu, mam rozejrzeć się dookoła budynku czy już nie idzie?-ośmielił się spytać, kłaniając się oczywiście.

-To nie jest konieczne, -powiedział złotooki i wstał z fotela, jak łatwo było się domyśleć był w swoim gabinecie, w swoim budynku, w swojej firmie produkującej elektronikę. Poprawił marynarkę, przełożył płaszcz przez ramię, wziął neseser i wyszedł zamykając za sobą drzwi na klucz, jego wzrok odbił się w plakietce "Tao Ren, Prezes Firmy". Mimo że rodzina pomogła mu założyć firmę, spłacił ją w pierwszym roku funkcjonowania takowej, ich produkty miały jedne z najbardziej ostrych kontroli jakości jakie były na rynku, z czego oczywiście Ren był dumny, mimo że irytowała go osoba dzięki której były aż tak dokładne i skuteczne, takowy "powód" doprowadzał go do szewskiej pasji. Myśląc tak wszedł do windy i wcisnął guzik by zjechać na parter budynku. Wracając do swojego wagonika myśli... szewską pasję pokroju tej którą przeżywał kiedy podróżował z Yoh i resztą tych idiotów. Samo myślenie o niej sprawiało że miał wypisaną irytację na twarzy, jednak gorszą rzeczą było że przez jego siostrę i jej brata byli rodziną.... a do tego... 

Winda wydała swoje typowe "ding" i ruszył by z niej wyjść, ale nagły atak pięćdziesięciu iluś kilo zmusił go do chwiejnego cofnięcia i złapania napastnika, a raczej napastniczki, w tali, przez to z lekkim łomotem uderzył o ścianę windy.

-Tao-san!-wesoły głos oznajmił mu że spóźnialska istota w końcu dotarła na miejsce, po czterdziestu minutach od wyznaczonego czasu... Irytacja jego twarzy odbijała się w idealnych, fioletowych, jak jeden z kolorów które tworzą się przy zachodzie słońca, wielkich oczach z gęstymi, długimi rzęsami i lekkim makijażem w kolorach pudrowego żółtego, brązowe włosy lekko uderzyły o jego ramiona, jako że były rozpuszczone, wiedział ze są jak jedwab w dotyku, oraz że rozsiewają zapach wanilii i brzoskwini, usta miała pomalowane wiśniowa pomadką, zapewne tez o takim smaku. Porównując ich wzrost była karzełkiem, także była drobna, od razu zauważył ze ma paznokcie w kolorze kwiatów wiśni. Ren wydał gardłowy dźwięk i zmusił ją by stanęła prosto, odsysając się od niego. Poprawił krawat i wygładził koszulę, patrząc na kobietę, była w spódnicy, koszulce na ramiączka i luźnym crop topie na to, centymetrów dodawały jej sandałki na obcasie, była rozpromieniona na jego widok jak świetlik w nocy...

...a do tego ta dziewczyna była w nim zakochana po uszy i spali ze sobą...

Ponowne pojawienie się tej myśli w jego głowie sprawiło że westchnął poirytowany i poprawiał mankiety koszuli. Dziewczyna na ramieniu miała torbę z jedzeniem, wokół szyi słuchawki, wielkie jak na jej drobne uszy... zawsze gotowała mu obiad, wiedząc że potrafił przypalić mleko na gorącą czekoladę...

-Spóźniłaś się... Miki-powiedział i nacisnął guzik na ostatnie piętro, gdzie miał małe mieszkanie, którego kiedyś używał rzadko, a teraz jest używane wręcz za często, tak często ze musiał wymienić łózko na większe i wygodniejsze....ani on ani Usami Miki, nie mogli przecież być niewyspani w pracy

***


TO BĘDZIE FUN SERIA! 

Błagam nie atakujcie mnie z wściekłymi psami! Mam nadzieję ze pośmiejecie się przy tej serii, bo mam na nią pomysły, oraz tak wiem że brzmi ona jak średniej jakości anime romansidło komedia


PIER-1

Słońce świeciło od zaledwie godziny, rzadkie powietrze, do którego po dwunastu latach była już przyzwyczajona, wypełniało płuca. Szum wody dookoła, zimno na jej skórze, zapach jeziora, lasu gór, który znała jako zapach bezpieczeństwa. Wiedziała że zwierzęta przyszły się napić, ignorując ją kompletnie, nawet kiedy głęboko oddychała.

Szum wodospadu, który pomagał je dzień w dzień od ponad dekady, pod którym siedziała w piżamie składającej się z dresowych spodni i luźnego podkoszulka z czaszką otoczoną kwiatami z motylem na czole, nie przynosił jednak pożądanego efektu spokoju, pustki w głowie oraz relaksu mięśni.

Dziewczyna była niska, miała łagodne rysy twarzy, jedynie jej uszy były bardziej szpiczaste niż okrągłe, zdobiły je kolczyki, pięć w lewym i trzy w prawym. Włosy przyklejone do czoła, policzków, szyi były w kolorze ciemnego blond i lekko unosiły się na wodzie, były dość długie, zapewne za połowę jej pleców. Jej oczy były podkrążone, z cieniami pod nimi były zamknięte i osłonięte gęstymi, długimi rzęsami z których skapywały krople wody. Pełne, zaróżowione usta drżały z zimna, chyba siedziała już za długo, ale ewidentnie to ignorowała. Była lekko puszysta, z wyraźnymi krągłościami. Jej paznokcie u rąk, które spoczywały na jej kolanach były ozdobione lekko zdartym już lakierem indygo.

-Miki!-usłyszała znajomy jej głos i otworzyła oczy, ukazując światu piękny fiolet fiołków z kilkoma błękitnymi jak lód przebłyskami, oraz brązu czekolady z przebłyskami popiołu brązu niczym róż, dziewczyna cierpiała na heterochromie, która była efektem pewnego incydentu, mającego miejsce gdy kończyła dwa lata. Głos był łagodny i nieśmiały, bardzo dziewczęcy, działał na nią niejako uspokajająco, należał do wysokiej dziewczyny o krótkich, pudrowo różowych włosach sięgających lekko za kark, ewidentnie nie słuchały się szczotki bo końcówki odchodziły w każda możliwą część świata, zmierzała ona do niej w swoim zwyczajnym stroju, białej bluzce, tym razem z malunkiem kwiatu wiśni, wykonanym przez ciemnowłosą, oraz granitowych jeansach, niosła też ręcznik. Dziewczyny znały się odkąd różowowłosa pojawiła się w świątyni, właścicielka różnokolorowych oczu była tam wtedy już od dwóch lat, ich znajomość nie zaczęła się zbyt kolorowo, jednak jako że były jedynymi mieszkankami wielkiego domu, poza wnukiem właścicieli, koniec końców zaprzyjaźniły się.

-O co chodzi Tamao?-spytała ją Miki, patrząc na fakt że zareagowała na imię. Różowo oka momentalnie poczerwieniała i odwróciła się, wyciągając do niej rękę z puchatym, wielkim, szarym ręcznikiem. Ciemnowłosa dalej była pod wrażeniem że przylepione do jej ciała, mokre od wody, ubrania dalej onieśmielają młodszą, choć po wzroście patrząc nie było to takie oczywiste, dziewczynę. Niższa nie miała najmniejszego problemu że ta widzi ją prawie nagą, może to kwestia przyzwyczajenia że razem się kąpały, licznych wypadów na plażę czy basen, które fundowali matka, Yoshiko Yuno, ojciec, Mizuki Maksym, przez to że żadne z rodziców nie chciało ustąpić z nazwiskiem ich potomstwo miało oba, ale w innej kolejności zależnie jak chcieli. Mizuki-Yoshiko Usagi Aiko Mikeyla, tak brzmiało jej pełne imię Nazwisko ojca, matki, drugie, trzecie i pierwsze imię, które było skracane do Miki, czyli prawdziwego imienia obecnej głowy rodziny Asakura, obecnie znanego jako Mikihisa.

-A...anna wysłała nam list, już jest w T...t...tokyo i spotkała się z Yoh...-mówiła kiedy Usagi wzięła ręczniki i opatuliła się nim.-T...trochę przeczytałam-odpowiedziała na uniesioną brew mokrej dziewczyny.-N...no i śniadanie prawie gotowe, mistrz i mistrzyni wyjechali do pobliskiego miasteczka, jesteśmy tylko my...-dodała poprawiając włosy i patrząc w bok jeszcze bardziej, uśmiech był ewidentnie udawany. Anna Kyoyama dołączyła do grupy jako ostatnia, była smukłą, wyższą od Yoshiko, miodową blondynką o bursztynowych, delikatnych oczach, smukłych rysach twarzy... prosto mówiąc była piękna. Obie blondynki dzieliły nienawiść do ludzi i dużą siłę, choć skrajnie różną w tym samym czasie. Tamao miała wtedy osiem lat, a one po dziesięć, wtedy też dowiedziały się ze Yoh poślubi młodą Kyoyamę, która była naturalnie uzdolnioną itako. Kolorowo oka nie przejęła się, w przeciwieństwie do Tamao, która lekko się załamała. Ciemna blondynka nigdy nie mogła zrozumieć uczuć różowej, dla niej Yoh, jak i jego kuzynka która wyjechała w wieku 6 lat, także Anna, nazywana także Darą, stali się jak rodzeństwo, młodsza dziewczynka także. Fakt faktem, z biegiem lat Miki zauważyła ze Yoh jest przystojnym chłopakiem, nie miał najgorszej osobowości, był miły, wyrozumiały i zabawny, ale nie ciągnęło jej do niego, może miała po prostu inny gust. Właśnie dla tego, a przynajmniej według niej, Anna była dla niej najmilsza, no chyba że wpadała Dara, wtedy to dla niej, w każdym wypadku Tamao nie miała z nią łatwo, zwłaszcza że każdy wiedział że Yoh też miał małe zauroczenie na najmłodszą mieszkankę rezydencji... gdyby nie pewien incydent z udziałem ciemnowłosej blondynki byłoby gorzej...

-Okej -powiedziała-  Idę się umyć i ubrać-dodała Miki i poszła przed różowa, która jak zawsze mogła poczuć powiew chwilę po tym jak Usagi przeszła parę kroków. 

Młodsza dziewczyna zawsze będzie pamiętać słowa które wbito jej do głowy gdy przyszła do tego domu. "Tamao, ta dziewczyna jest otoczona przez specjalne duchy, które nie pokażą się jeśli nie chcą, są bardzo niebezpieczne, więc uważaj". Usami, jak dzieci z rezydencji nazywały Miki przez wzgląd na jej drugie imię, została oddana pod opiekę Asakórów by zapanować nad duchami które były z nią od urodzenia, nazwanie obecnego stanu stabilnym było najlepsze, ale kolorowo oka nie chciała spróbować szamaństwa, mimo że miała naturalny talent, większy nawet od talentu Anny, albo raczej duchy ją z jakiegoś dziwnego powodu obdarowywały swoimi błogosławieństwami.  Nikt nigdy nie mógł jej skrzywdzić, nawet natura unikała krzywdzenia jej, w życiu nawet komar jej nie ugryzł. Czasem przyłapują ją, kiedy z kimś rozmawia, Ponchi i Konchi też trzymają się z dala, inni jej unikali... Przed dołączeniem jasnej blondynki nie rozmawiały za dużo, po tym jak została przedstawiona Yoh i dowiedziała się o wzajemnych uczuciach jego i Tamao, Miki uratowała ją przed gniewem Anny, niszcząc wielkiego demona staniem przed różowowłosą... Wtedy Tamao ujrzała jednego z duchów, jeden jedyny raz. Postać którą ujrzała miała blada jak śnieg skórę, była szczupła, umięśniona, także miała heterohromię z niebieskim i blado czerwonym okiem, pełnymi, różowymi jak skóra brzoskwini ustami i czarnymi włosami, jak słynny heban u Królewny Śnieżki....  długie paznokcie pomalowane na złoto, kły wystające z ust od dołu i góry szczęki... Demon wydał przeraźliwy pisk i zniknął przed bladoskóra istota i jej szamanką... Miki wtedy podeszła do Anny i uderzyła ją w twarz, mówiąc by się ogarnęła. Prawda była taka że po tym wydarzeniu obie zbyt się bały by zacząć jakąkolwiek rozmowę, a po kilku tygodniach uczucia Yoh względem Tamao osłabły. Incydent nigdy nie wykroczył poza ich grono, nie dla tego ze chciały ją kryć, nie dla tego że nie chciały wpaść w kłopoty, jasne że się bały.... ale ta postać po prostu odjęła im głos, nie mogły o tym mówić, nie chciały... od tamtego dnia jednak miały pewną chęć... chciały zobaczyć każdego ducha który był przy Miki...

Yohmei jak zawsze zadzwonił spytać je o postępy w treningu, Tamao zdała raport bawiąc się kablem. Wiedziała ze powinna zrobić znacznie większe postępy, ale wiedziała też że oczekiwali tego samego od drugiej mieszkanki, tylko ze takowa zlewała ich pytania, mówiąc że to jej życie i nic im do tego, mimo że nie do końca było to prawdą. Matka młodej kobiety żądała by ją "naprawili", a jej ojciec by dali jej iść własnym tempem .  Rozmowa skończyła się na "pracujcie ciężko" od mistrza i różowooka odłożyła słuchawkę. Stół nie był zapełniony tak jak zazwyczaj, obie dziewczyny nie potrzebowały dużego śniadania, w przeciwieństwie do Anny, więc na stole stały talerze z tostami, jajkiem i bekonem z indyka, przy porcji różowej była gorąca herbata, Miki natomiast wolała kawę z taką ilością mleka że takowa stawała się zimna, jednak nigdy nie robiła jej sama, a "gospodyni" nawet nie wiedziała skąd ona ma litrowy kubek w króliki, kiedyś ją o to spytała i powiedziała że jeden z duchów tego domu to robi, ale jedyny jakiego znała wyjechał razem z kuzynką Yoh dość dawno temu... Kręcąc tylko głową by odrzucić myśli o kolejnym, potężnym jak jasna ciasna, duchu rodziny Asakurów, Tamao usiadła na przeciwko pustego miejsca po prawo od Miki.

-Co Anna pisze?-spytała ciemnowłosa blondynka po przegryzieniu kawałka tosta, który odgryzła, jak zawsze, bardzo agresywnie. Tamao zaskoczona nagłym dźwiękiem jej głosu prawie polała się herbatą. Głos, który znała ponad połowę życia, należący do Mizuki był... niepokojący, spokojny, cichy a zarazem tak dziwnie głośny że nie można było go zignorować. Jeśli nazwać głos Anny sztormowym, to głos kolorowo okiej był jak piorun z jasnego nieba trafiający w jezioro, znajdujące się w kanionie, rozprowadzony echem. Czasem, kiedy ma bardzo dobry chumor, brzmi on jednak jak głos wesołego chochlika leśnego, kiedy to się dzieje, każdego ranka można słyszeć jej śpiew, ale nie o dziewiątej, czy dziesiątej, od piątej trzydzieści do siódmej rano, mimo że chcieli, nigdy nie umieli się denerwować, zwłaszcza ze ich doskonała znajomość angielskiego to jej zasługa.

-Cóż... Y...yoh ma na prawdę silnego stróża! I zaprzyjaźnił się już z kimś!-rozentuzjazmowała się Tamao na chwilę, opowiadając o Amidamaru, Mosuke, Mortim i potem się zacięła, uśmiech zniknął z jej ust, a dłonie zacisnęły się na materiale koszulki na jej klatce piersiowej. Miki nie pośpieszała jej, po prostu napiła się kawy, patrząc wyczekująco, aż kontynuuje z własnej woli. -Ktoś... zaatakował Yoh i wylądował w szpitalu-dokończyła patrząc pusto w talerz. Reakcja jakiej oczekiwała na taką wiadomość, nie nadeszła, starsza dziewczyna dalej spokojnie piła mleczny już płyn. -N...nie słyszałaś?-zdziwiła się, okej to co przewidziała rzeczywiście było drastyczne, ale oczekiwała... czegoś, a na pewno nie spokojnego jedzenia jajek przez dziewczynę na przeciwko.

-Słyszałam Tamao-oznajmiła Miki i napiła się ponownie, spojrzała na nią i westchnęła, jakby poirytowana ze musi o tym mówić...-Posłuchaj... Yoh pochodzi z klanu Asakurów, wywodzącego się od wielkiego Hao Asakury, Onmyōdō, który zyskał władzę nad żywiołami, a jego uczniowie zyskali rozgłos jako szamani...-wzrok dwu kolorowych oczu skierował się na szczyt stołu i chwilę tam pozostał, kiedy zrobiła przerwę na kawałek tosta.- To było oczywiste że to się stanie-dodała wracając do patrzenia na jej rozmówczynię.-Ludzie chcą skasować najgroźniejsza konkurencje, ponieważ nie ma na to żadnego zakazu, chcą przewagi, może ducha przeciwnika, jest tyle powodów że nie chce mi się ich wszystkich wymieniać-Miki odłożyła pusty kubek, na talerz, który też nie miał już nic na swojej powierzchni.- Idę potrenować-oznajmiła wstając i idąc pozmywać po sobie. Sama już różowa dziewczyna patrzyła za nią zaskoczona zimnem w jej głosie, gdyby jej nie znała, pomyślałaby że jest bez serca... właśnie, gdyby jej nie znała... Tamao lekko się uśmiechnęła i zaczęła jeść na spokojnie, kiedy usłyszała uderzenia w worek treningowy w ogrodzie przy jednej z sadzawek.

***

Listy od Anny przychodziły prawie codziennie, opowiadały o Ryo, znanym jako Ryo drewnianego miecza, chuligana z okolicy, który wyglądem przypominał Elvisa i był bardzo wysoki jak na siedemnastolatka, Tokageroh, ducha który go opętał Ryo, a Yoh pokonał go swoją dobrocią serca, oczywiście Miki i Anna ochrzaniły go na perłowo ze szlaczkiem , Jun Tao, doshi ,siostrą Tao Rena, który posłał Yoh do szpitala i jej stróża, gwiazdy kina i kung fu,Lee Pyronie( na te imiona Miki dziwnie zareagowała), Horo Horo, niebieskowłosego miłośnika drobiażdżków , jego siostrze, walce z przedstawicielem rady, Ginny Tao, kuzynkę Jun i Rena, także doshi, pierwszej walce, właśnie z niebieskowłosym szamanem, który posługiwał się lodem... Ostatni list był bardzo niepokojący, Tamao wtuliła się w Miki i drżała, ciężko oddychając, mając atak paniki, pięść ciemnej blondynki zaciskała się na jej bluzce, tak że knykcie jej zbielały, a paznokcie przebiły skórę i zostawiły niewielkie, krwawe ślady na białym materiale. Druga walka którą stoczył Yoh, nie była bolesna tylko fizycznie, ale i była torturą psychiczną. Johann Faust VIII, porwał Mortiego i torturował go na oczach Yoh, ten w walce zniszczył nogi ukochanej szamana, która była jego duchem, w zemście, mimo skończonej walki Faust chciał zabić Yoh, gdyby nie Ren, słuchawkowy szaman już by nie żył... Konsekwencjami tego było odprawienie Manty z kwitkiem, jako zerwanie przyjaźni z argumentem "przegrałem przez Ciebie", kiedy dziewczyny to czytały Anna i Yoh jechali tutaj.

Przetrawienie tej informacji zajęło dziewczętom dobrą godzinę... Różowowłosa poszła gotować, bo to robiła kiedy była zdenerwowana, ale Miki zamknęła się w pokoju. Tao Jun... miki znała to imię za dobrze... dziewczyna była śliczna jak porcelanowa lalka, z oczami jak fioletowo-niebieskie guziczki, zawsze dziwnie smutne, zielone jak świeże wodorosty widziane przez czystą wodę włosy, cera gładka i blada, przyjazny, ale niepokojący uśmiech... taka była na zdjęciach, które brat Miki jej przysyłał... Leonard Yoshiko-Mizuki  był dziewiętnastoletnim chłopakiem, szamanem doshi oraz pełnomocnik*, odkąd miał jedenaście lat wychowywał się u rodziny Tao, by lepiej poznać swoją narzeczoną i skończyło się to zakochaniem z jego strony, ale nie wiadomo co czuje Jun, oczywiście odrzucił motto Chińskiego Rodu, ale zapewniał im stały dochodu i był już zarządcą firmy graficznej, utalentowany, inteligentny, po prostu ideał... Wysoki, dobrze zbudowany, wyraźne, ale nie ostre rysy twarzy, wyraźne usta niebieskie jak ocean oczy, z białymi przebłyskami przypominały kołyszące się spokojnie fale uderzające o ląd i tworzące pianę morską, a czasem przypominały topniejący w słońcu lód, były to chwile kiedy był poirytowany, lub wściekły, włosy w kolorze kruczego indygo nachodziły mi na twarz, ale nie sięgały za kark, zawsze rozczochrane,. ale kiedy zapinał je spinką na bok, lub do góry był jeszcze przystojniejszy, miał kolczyk w brwi, trzy kółka na górze lewego ucha i jedno na prawym i jeden w języku, co prawda nosił okulary, ale był tym typem któremu dodaje to uroku jak specjalny item siły w grze, nad którymi często pracował... do tego był fotografem i interesował się wspinaczką, idealny syn i przyszły mąż...jako jedyny pisał i rozmawiał z ciemną blondynką regularnie, ich ojciec czasem ich odwiedzał.

Miki patrzyła na zdjęcie Jun i jej brata ,l które wykonał przy pomocy swojego aparatu i przycisku. Byli na wycieczce w akwarium. Woda, roślinność morska, ryby i słońce przebijajace się przez ciecz i szkło podkreślały piękno dziewczyny i to jak chłopak był przystojny, uśmiechała się lekko zakłopotana, ale wyraźnie szczęśliwa... Ona i jej brat mieliby zaatakować Yoh? Posłać go do szpitala, narobić tyle problemów?

-Czemu nie chcesz w to wierzyć?-czarne włosy załaskotały dłoń Usagi, kiedy jeden z duchów się odezwał. Był to ten którego Tamao kiedyś widziała, jak zawsze zaczęły z nią rozmawiać gdy była sama, duch często zmieniał swój strój, dzisiaj miał bordową jak krew zmieszana z ziemią suknię do połowy uda, z pończochami i szpilkami, takimi że obcasem mogłaby zabić albo zrobić dziurę w nodze gdyby stanęła komuś na takowej.

-Daj jej spokój...-odezwał się inny duch odciągający czarnowłosego natręta za ogon od szamanki. Ten duch był drobny, miał lekko ciemną skórę, jak by pochodziła z rejonów Hiszpanii czy Egiptu, a przynajmniej tak kojarzyło się Miki,  miała pastelowo niebieskie, wpadające delikatnie w srebro włosy z pastelowo fioletowymi końcami i prześwitami. Oczy takowej potrafiły zmieniać kolor, zależnie jak padało na nie światło, przeważnie były one jak dwa szafiry na dnie czystego jak łza strumyka, czasem fioletowe jak fiołki, niekiedy bursztynowe, czasem jak szmaragdy, niekiedy jak rubiny...jej oczy mogłyby robić za wystawę kamieni szlachetnych. Miała długie, spiczaste uczy ozdobione kolczykami ze złota i klejnotów, miała je także w nosie i na języku, na szyi coś co dzisiaj nazywamy chockerami, ale znowu ze złota, pierścionki, bransoletki, miała długą, za duża bluzę, shorty, pod bluzą miała opiętą koszulkę z dekoltem i buty na koturnie do kolan w stylu steampunk, wokół jej tali owinięty był bat, który oryginalnie był jej długim, puszystym ogonem, była piękna... o dziwo miała makijarz, rzęsy długie i gęste, oczy zawsze lekko pomalowane cieniem, dzisiaj bladym fioletem i usta pomalowane brzoskwiniowym błyszczykiem w kolorze perłowego korala. 

Czarnowłosa nosiła imię Antares**, ciemnoskóra piękność natomiast Leyla***. Zaczęły się oczywiście kłócić, Miki była już przyzwyczajona, robiły to odkąd pamięta. Jednak teraz patrzyła na trzeciego ducha, którego poznała tutaj, jak zawsze patrzył w okno, jakby wypatrywał gwiazd, mimo że do czasu aż będą widoczne jeszcze parę godzin. Zebrawszy się w sobie, Miki wzięła telefon, wystukała numer i czekała aż rozmówca odbierze. Po dwóch sygnałach w końcu odebrał.

-Halo?-głos był spokojny, idealnie wpasowując się w spokojną, czasem zimną i ciężką, zadziorną, osobowość właściciela, czyli Leo, narzeczonego młodej Tao i jej ukochanego brata... Serce Aiko zabiło mocniej i uśmiech wpełzł jej na twarz i nie chciał zniknąć, nikt z rodziny nie był jak Leo, dla tego zakuło ją w sercu kiedy zaczęła mówić i wiedziała że w końcu będzie musiała zadać pytania w stylu "czy to prawda że..."

-Hej...Leo-zaczęła lekko drżącym głosem, krążąc powoli po pokoju, cicho szepcząc do słuchawki, rozpoczynając kilku godzinną rozmowę...

*Szaman Pełnomocnik- Tym typem szamana nazwano Peyote Diaz, który pojawił się w 37 odcinku anime(2001) i 78 chapterze mangi

**Antares- najjaśniejsza gwiazda w układzie Skorpiona

***Leyla-Po arabsku oznacza "noc".