sobota, 24 kwietnia 2021

Pier 2

WAŻNE
Popaprał mi się ich wiek z lekka, Tamao ma dalej dwanaście, ale Yoh, Anna i Miki trzynaście na tą chwile historii, bez bicia przyznaję ze zapomniałam że walki szamanów w Tokyo trwały całe dwa lata i to piętnaście lat to na początku drugiej rundy wszyscy mają, kajam się i przepraszam, oczywiście Jun dalej ma siedemnaście, a Leo dziewiętnaście.

***

Słońce było już w zenicie, ogłaszając popołudnie, Yohmei był w domu i czytał przy herbacie, Tamao zmywała po podwieczorku, patrząc w zlew i próbując ignorować usilne odgłosy uderzania w worki treningowe i drewniane kukły... wiedziała że Miki nie zabandażowała rak przed pójściem się wyładować, że jej delikatne dłonie są pokaleczone, skóra zdarta i krew powoli skapuje z opuszków palców, knykci i wierzchu dłoni. Yoh i Anna niedługo przyjadą, to wiedzieli, ale wcześniej żadna z nich nie znała szczegółów, szczegółów które nimi wstrząsnęły.
Miki, jak i młody Asakura, nigdy nie mieli wielu przyjaciół. Oboje wielokrotnie zastanawiali się czy byliby takowymi z sobą nawzajem, Anną i Tami gdyby nie byli zmuszeni by spędzać razem wakacje, mieszkać, uczyć się... Szatyn nazywany był "Dzieckiem Demona", oczywiście Miki nazwano "dziwadłem" bo odizolowała się od świata i innych, tylko ta trójka i jej rodzina, w mniejszym lub większym stopniu, więc kiedy przeczytała ze Yoh był w stanie porzucić przyjaciela przez coś takiego, coś co nie było jego winą, wściekła się i nie słuchała żadnego argumentu który podawała jej Tamao. Mistrz dziewcząt zadowolił się prostym "wybacz, Mistrzu, ale to sprawa przekonań i różnicy w myśleniu" od młodej Mizuki, wolał się nie wtrącać, zwłaszcza że dziewczyna poza ochroną przez demony i inne stwory, miała wielką siłę fizyczną.
Oczywiście wściekłość ciemnej blondynki wywodziła się też z rozmowy telefonicznej, którą odbyła z Leo kilkanaście dni temu, na temat rodziny jego narzeczonej. Oczywiście od zawsze mieli świadomość że rodzina Tao ma... mroczną historię, ale to jak głowa rodu wychowała brata Jun uświadomiło im jak bardzo. Czarnowłosy wysyłał jej sms'y z tym czego się dowiedział, a wesołe informacje to to nie były, albowiem odkrył że nastoletni chłopak z zimną krwią zabił wielkiego chłopa lat ponad dwadzieścia pięć, czyli swojego egzaminatora. Minął tydzień od ich kilkugodzinnej kłótni, w której pierwszym zdaniem Miki było "Pakuj się i wyjedź stamtąd, błagam Cię". Kłótnia skończyła się dopiero w nocy, tym ze Miki roztrzaskała telefon, a rodzina Tao była świadkiem jak Leo rzuca swój z balkonu w swoim pokoju, tamtej nocy Miki spała w jednym futonie z różowowłosą, a jej brat skończył projekty na następny miesiąc, bo pracował gdy się wściekał.
Dochodziła piąta po południu kiedy Tamao zniknęła w swojej sali wróżbiarskich ćwiczeń, a Yohmei gdzieś poszedł. Nieliczne chwile samotności nigdy nie przeszkadzały kolorowo okiej, ale dzisiaj było inaczej, czuła się jak by ją ciągle podkuwano, ciągnięto za włosy czy szczypano. Doprowadziło ją to czegoś czego nie zrobiła chętnie, czyli ćwiczeniu swoich szamańskich mocy. Pozostali uznali to za normę, przecież po to tu byli, zostanie szamanami to jak oddychanie kiedy wchodzi się do tego domu, jednak nikt poza Anną nie potrafił zdzielić Usami do tego stopnia by ćwiczyła swoje zdolności, mimo to dalej udawało jej się tylko wywołać duchy kwiatów i innej roślinności, choć poziom przyzwań był tak silny jak ten na którym jest Yohmei, blondynka dalej ją cisnęła by użyła swoich stróżów, może pora nad tym poćwiczyć... Pierwszym krokiem jaki zrobiła było znalezienie "medium", ale to miała za sobą, zrobiła to po liście Yoh który entuzjastycznie opisał im to wszystko, Tamao wskoczyła dzięki temu na kompletnie inny poziom. Oczywiście starszej dziewczynie zajęło to więcej czasu, wszystko jej nie odpowiadało, aż pewnego dnia obudziła się i przy jaj łóżku, na nocnej szafce, leżały przedmioty w gablotkach, drewnianych pudełkach czy innych wyrafinowanych i przesadzonych przedmiotach na przechowanie. Palpitacja serca jaka przeszła nie minęła puki nie upewniła się sto razy że nic nie było kradzione, oczywiście wszystko było podpisane imionami, jak i parę bez takowych, po prostu na nowe duchy czy coś takiego. Aktualnie Miki zdecydowała się wziąć dwa przedmioty, po jednym dla Antares i Leyli, trzeci duch nic nie zostawił i już dawno wiedziała dla czego, nie chciała się nawet w to zagłębiać.
Przygotowała wszystko jak uważała że jest najlepiej. Mimo że przedmioty leżały po jej lewej, nie śpieszyła się ich użyć, chciała zacząć od podstaw, czyli jedności ducha. Czytanie listu było jednym, ale opis sprawił że chciała to przeżyć, chciała spróbować być szamanką w pełnym znaczeniu i teraz mimo że się bała, że jej dłonie drżały, krople potu spływały po jej twarzy i karku zdecydowała się spróbować. Powoli otworzyła oczy i patrzyła na siedzące przed nią dziewczęta. Posiadaczka uszu siedziała wygodnie na wielkiej pufie, która jej matka przysłała na jedne z urodzin, albo raczej jej sekretarka w jej imieniu, czytała jedną z książek które wysyłała jej starsza siostra, która podróżuje z matką po świecie, także chce być projektantką mody, wiec uczy się, a jednocześnie ma praktyki, Megumi Yoshiko była twórczynią wielu strojów które były w garderobie młodszej Yoshiko, ale tworzyła też sukienki dla Anny i Tami. Drugi duch malował swoje długie, ostre paznokcie niczym kocie, po raz czwarty dzisiaj zmieniała kolor, tak jak i ubranie, teraz miała coś co przypominało ubiur samej Miki, długa do kolan, luźna sukienka sportowa z kapturem, Miki miała ją w ciemnej zieleni, a demonica soczystej czerwieni, ich włosy także były podobnie ułożone, w dzie kitki po bokach, do tego Antares założyła jej małe rogi na opasce, nie że szamanka miała coś przeciw, czerwono oki demon dawno oznajmił że należy do niej, ale i ona do niej. Układ był dziwny i nie zrozumiały, prawda była taka, że czarnowłosa sama nic nie zyskiwała dla siebie, ceną jaką Miki musiała zapłacić za jej moc było bycie z nią, czyli ze będzie jej stróżem, gdzie tu jakikolwiek zysk dla demonicy? Mimo to nigdy nie zadała jej tego pytania, nie ze strachu, czy braku ciekawości, po prostu to nie jej miejsce by pytać.. Własnie dla tego kiedy wstała nie podeszła do bezpiecznej opcji, nie wybrała Lejli, a stanęła przed Antares która skończyła malowanie i piła spokojnie coś przypominającego gęsty sok z ciemnych owoców. Powoli wyciągnęła do niej dłoń i poczuła chłód, ale nie bała się go, nie był nieprzyjemny... Przypominał jej bryzę w letni dzień, ubłaganą i mile widzianą bryzę, z zapachem pięknego morza.
-Miki co Ty.?-spytała niepewnie błękitnooka, ale zrozumiała na tyle szybko by się uśmiechnąć. Nikt z ludzi których wcześniej wybrała nie potrafił się przełamać by to zrobić, zbyt się bali, uważali ją za nieczystą istotę, czasem za narzędzie, ale dla tej młodej dziewczyny to nie miało znaczenia, nie obchodziło jej to, status, siła, wierzenia... obchodziło ją to że Antares powiedziała ze jej pomoże i to ją fascynowało w tej dziewczynie, nawet jak na to dziwne pokolenie, ona była dziwadłem...
-Forma ducha-płynny głos przerwał cisze jak krople wody uderzające o skały w jaskini, jak by odbijały się echem. Leyla zszokowana odłożyła książkę i patrzyła w głębokim szoku, bo Miki nie tylko robi ten pierwszy krok, ale robi go też z groźniejsza opcją. Demonica usłuchała się głosu swojej szamanki, jej ciało otoczyła mgła i po chwili ukazała się jako kulka z rogami, a wokół niej był pierścień z kilkoma gwiazdkami na nim, jej oczy i usta z kłami były wyraźne jak w humanoidalnej wersji, a włosy opadały i rozmywały niedużo za jej buźką, Miki podziwiała ją chwilę, jakby zaczarowana, kąciki jej ust uniosły się delikatnie w niewidoczny prawie uśmiech.-Jedność...-dokończyła zdanie. Jej dłoń ostrożnie przysunęła kulkę do jej piersi, a takowa wchłonęła się w nią. Listy Yoh nie umiały tego opisać, pomijając sam fakt że chłopak był za leniwy by dokładnie opisać to uczucie, nie tylko to, ale każdy duch był inny, a ten którego ona włożyła w swoje ciało był duchem rangi specjalnej. Duchy które sa na ziemi ponad pięćset lat, duchy natury, demony, anioły i tym podobne istoty... Kiedy Antares złączyła się z dziewczyną, takowa poczuła nieograniczony spokój, o dziwo. Orzeźwiający wietrzyk, bryza i zapach który znała od urodzenia, zapach lili, pajęczych, białych, tygrysich... zapach róż, orchidei, mieczyków i wielu innych. Czuła jakby ktoś dotykał jej duszy, brał ją w ręce i prowadził, niusł przez świat, bo faktycznie się poruszała, miała świadomość, słyszała delikatny szum i syczenie ognia, ale był on zimny i mienił się kolorami.
-Hej, spójrz tutaj-to był jej głos, ale za nim był inny, wyraźniejszy, pewniejszy, bardziej niski, chłodny, wyrafinowany... ten który należał do demonicy, dalej miała świadomość, pewnie nie byłoby problemu z przejęciem kontroli nad ciałem z powrotem i dalej byciu w jedności ducha. Kiedy szamanka "uniosła" oczy ujrzała się w lustrze. Duch specjalny powodował ukazanie się charakterystyk które posiadał, jej włosy były wydłużone do kostek, przybrały hebanowy kolor, jedno oko pozostało w kolorze mlecznej czekolady, drugie zaś było brązowo czerwone, jak palony brąz, czyli takie jak jedno z oczu ducha stróża, rogi na opasce wydłużyły się i ułożyły wzdłuż głowy, przy długich, elfich uszach, które zamiast na boki, szły w tył. Z różowych jak maliny ust wystawały kły, a spod sukienki cienki, długi ogon, który dla ułatwienia owinął się wokół jej uda, Sukienka była czerwona w zielone paski, a buty kozakami na grubej podeszwie lekko za kolano... Po raz pierwszy Miki czuła się śliczna... Jej dłoń ruszyła się, tak jak ona tego chciała, i dotknęła tafli lustra, czyli duch pozwalał jej wykonywać ruchy i mieć kontrolę jeśli chciała. Jej paznokcie lekko stuknęły o szklaną powierzchnię, były indygo z ozdobnymi diamencikami na nich, co śmieszniejsze to były prawdziwe diamenty. Uśmiechnęła się i spojrzała na drzwi, nie bała się o kontrolę, o to że nie powinna aż tak ufać demonowi w każdym tego słowa znaczeniu, po prostu chciała iść na zewnątrz. Było już w sumie dość późno. Słońce już zachodziło i niebo przybrało barwy czerwieni, żółci i pomarańczy, wiatr wiał lekko, ale nie czuła zimna. 
-Ah! Miki, dziecko drogie, powiedz Tamao by...-usłyszała głos Yohmeia który przerwał wodząc jej wygląd z tyłu, a potem z przodu, bo spojrzała na nich. Wraz z nim była Anna, Yoh i jego stróż. Odkąd ostatnio się widzieli Anna podrosła, wyrosła na przepiękną młoda kobietę, jedwabne miodowe włosy, miękko opadające na boki twarzy i ramiona, sukienka ukazująca delikatne, ale silne ramiona, oraz długie zgrabne nogi i podkreślająca rosnące kobiece kształty, jak zawsze miała czerwona chustę na głowie. Yoh patrzył zaskoczony swoimi oczami jak bursztyn wymieszany z brązem, włosy jak drzewo orzechowe rozchodziły się na wszystkie strony świata, był wyższy niż Miki, choć teraz na pewno nie bo podeszwa była wielka, miał rozpięta koszulę i było widać że Anna zaganiała go do treningów... Jednak ciało zamarło kiedy oczy szamanki i demona padły na stróża chłopaka. Mężczyzna był wielki, wysoki, w lekkim stroju, co nie było za mądre patrząc ze walczył mieczem na porządku dziennym, jakikolwiek pancerz, poza tymi na ramionach, byłby mądrą decyzją. Miał srebrne długie włosy, związane w kucyk, wyraźnie zarysowaną szczękę, czarne oczy  obserwowały je dokładnie, jak by nie był pewien czy może im zaufać. Ciało dziewczyny było wręcz sparaliżowane, jej oczy były wręcz puste i ostatnie co słyszała to jak Anna i Yoh krzyczą jej imię.
***
Świat dookoła był o wiele bardziej zielony, żadnych budynków , tylko las i bogactwa natury, owoce, zwierzęta... I wysoka postać o czarno czerwonych włosach i czarnych białkach, miał złote tęczówki i czerwone źrenice, przystojna, delikatna twarz, włosy opadające mu na oczy, sięgające do końca karku.
-Znowu zawrzesz z kimś umowę?-spytał, miał delikatny, płynny głos, bez bicia przyzna że zrobiło jej się lekko ciepło na jego dźwięk 
-Co..?-spytała Miki zszokowana, patrzył prosto na nią, co jej zrobi?
-Możliwe-powiedział znajomy dla niej głos, odwróciła się i jej oczy rozszerzyły się w szoku. Wielki korzeń wystawał z ziemi, na nim siedziała w shortach jak bielizna, bluzce odsłaniającej brzuch i płaszczu z płachtami odchodzącymi od kości ogonowej, wyglądające jak skrzydła kruka , włosy sięgały jej za pośladki, a inteligentne oczy w kolorze czerwieni księżyca i błękitnego zimna takowego naturalnego satelity. Miki poznała ją od razu, Antares, ale młodsza? Cóż przynajmniej sądząc po włosach... Rozmawiali przy niej? Nie, nie, nie, nie, oboje jak nic byli demonami, nie pozwoliliby marnemu człekowi słyszeć swoich rozmów... Była z nią połączona... zobaczyła tego ducha... czy to możliwe że była we wspomnieniach czarnowłosej? Rozwiązanie absurdalne, a jednocześnie najbardziej logiczne, mimo wszystko Antares nie była zwykłym duchem, skoro miała wpływ nie tylko na jej wygląd, ale nawet ubranie to spojrzenie w jej wspomnienia przy silnym bodźcu nie brzmi tak absurdalnie jak przy jedności ze zwykłym duchem stuletniej osoby, czy nawet starszej...
-Na prawdę, co z tego masz?-spytał demon wzdychając.
-Zabawę , Diablo-kun -odpowiedziała mu z gracją zeskakując, nie było szelestu, najmniejszego dźwięku nawet kiedy nadepnęła na gałąź.- Chodzimy po tym świecie tyle lat że już mnie to nudzi, a ludzie to miła rozrywka, choćby przez ich chciwość, porywczość, smutek, wściekłość... zazdrość, głód wszystkiego... I krzyki gdy cierpią...-śmiała się kobieta i szła.
-A on co Ci daje?-pytanie sprawiło ze jej rechot i kroki ustały. Białka pociemniały, źrenice były kolorem drugiego oka, a tęczówki wręcz płonęły fioletowym ogniem.
-Nie waż się o nim mówić-warknęła.-Dobrze wiesz CO mi daje.-Miki nie zdążyła zobaczyć jak z trzech metrów odległości od niego, zmieniły się na trzy milimetry, ich nosy stykały się, a ciała napięły, jedno gotowe zaatakować, a drugie się bronić.
-Wierzysz że to on? Dalej w to wierzysz?-mimo ewidentnego...niepokoju, mężczyzna nie poddawał się i kontynuował. Kobieta wypuściła powietrze, a jej oczy wróciły do normy. Odsunęła się i oparła o drzewo, podnosząc jedną nogę i umieszczając obcas, który mógł służyć za broń jak sztylet, na pniu objęła się ramionami i wbiła wzrok w ziemię.
-Kiedy zrobisz to co zrobiłam ja potrafisz to wyczuć... Jesteś demonem pierwotnym, ja przelałam krew tysięcy w zemście, zwróciłam uwagę matki demonów i stałam się jej pupilkiem, kara, błogosławieństwo, przekleństwo, nagroda, nazywaj to jak chcesz, wiem ze to on...-oznajmiła. Miki nic a nic nie rozumiała.
-Domi...-powiedział demon obserwując ją dokładnie... nie... nie ją, obserwował ciemną blondynkę. Dziewczyna zachwiała się i upadła, odsuwając się na czworaka.-Jedno z jej innych imion... da Ci więcej siły... jeśli masz co poświęcić, wezwij i mnie, ale cena będzie duża, nie wzywaj mnie na próżno.-Powiedział, kiedy doczołgała się raczkiem do pobliskiej rzeki, jego białe kły odbijały się w jej przerażonych oczach, pchnął ją, dając jej jednocześnie coś, co odruchowo złapała i trzymała przy klatce piersiowej... Potem czuła jak upada, a dwie pary oczu, obserwują jej upadek z zainteresowaniem.
***
Nie poczuła upadku, jednak poczuła że w coś uderza, coś twardego. Przedmiot wydał dźwięk, chyba upadł, i na jej twarz wylądowała woda, zimna jak by dopiero co roztopiony lód. Kaszląc, bo trochę wleciało w jej nos, i szybko, za szybko, siadając złapała się za głowę, a coś głucho uderzyło o jej kolana. Zalepione żółta mazią, zaspane oczy rozejrzały się po pomieszczeniu. Twardym przedmiotem była metalowa, głęboka miska, teraz pusta, ale patrząc po zaciemnionym śladzie i fakcie że była mokra jak trawa o świcie od rosy, była przed chwilą pełna wody. Była w swoim pokoju, pełnym poduszek slimów, z wielkim biurkiem, które w sumie było blatem w kształcie litery "L" zapełnionym zeszytami, komputerem do grania i grafiki, z wysoką szafką, tuż przy biurku, pomiędzy takowym a oknem, pełna przekąsek, duży regał z książkami i płytami, głównie grami na pc, dwie wielkie pufy, na których wcześniej leżała Leyla, i na koniec, oczywiście poza wielkim łóżkiem zawalonym poduszkami z anime, włącznie z body pillow, duża, długa szafa, wypełniona w sześćdziesięciu procentach. Chwilę zajęło jej rozbudzenie, w końcu spojrzała w dół i zobaczyła śliczną torbę, no w sumie też plecak, na wzór łapacza snów, po bokach bardziej obeznane osoby rozpoznają także symbole voodoo... Moment... skąd to tutaj? czyżby jakimś cudem Diablo dał jej to i wepchnął wraz z jej świadomością z powrotem do realnego świata? Jakim potworem jest że był w stanie to zrobić? Odgoniła takie myśli uderzając się dłońmi w poliki, i to dość mocno, nie, nie, N.I.E. Myślenie o tym doda jej więcej zmartwień i pytań, więc lepiej uznać to za kolejny dowód  "jej szczęścia", tak właśnie zrobiwszy wstała z futonu( czemu nie położyli ją w łóżku?), wzięła czysty zestaw ubrań i poszła do osobistej łazienki, jej rodzina płaciła tyle że nawet jak by miała tutaj prywatną łaźnię i tak byłoby to mało, i wzięła długą kąpiel z solami lawendowymi.
Ubrana w koszule z niebieskimi kwiatami oraz spodenki przypominające spódniczkę, zakolanówki z "narysowanymi" gwiazdkami oraz spiętymi w dwa koki włosami, ozdobionymi spinkami ze zwisającymi gwiazdami i księżycem wyszła z pokoju. Koło niej lewitowała kociopodobna duszka, ale po Antares nie było śladu, może wiedziała ze była w jej wspomnieniach? Nieważne, tak czy owak nie ma zamiaru tego rozpamiętywać, przeciwnie, chciała zapomnieć o demonie, ich rozmowie, tym że dostała podarek i imieniu które doda mocy rogatej istocie. Patrząc po pozycji jedynej gwiazdy Układu Słonecznego było już co najmniej południe, musiała być nieprzytomna co najmniej dwanaście godzin jak nie lepiej... Świetnie, tyle zmarnowanego czasu... Wzdychając z poirytowania, nie zwróciła uwagi że właśnie kogoś minęła, uznając że to niewidoczny dla innych duch, albo Tamao, zamierzała iść dalej, jednak zimny i ostry ton przerwał jej wędrówkę w wielki i zły świat.
-Nawet się nie przywitasz?-Anna stała jak rozczarowana matka, z rękoma skrzyżowanymi na piersi i bursztynowymi oczami mierzącymi rówieśniczkę jak by przyłapano ją na paleniu czy obmacywaniu w klasie po zajęciach. Miki zamarła i spojrzała za siebie, nie wzruszona postawą jasnowłosej.
-Anna!-ucieszyła się i przytuliła ją, wręcz czując lekki uśmiech który wpełzł na jej twarz, kiedy wiedziała ze wzrok dziewczyny jej nie przyłapie.-Wieki minęły-ile to minęło?-spytała wesoło.
-Coś koło roku- odparła Anna, no tak, niedawno wysyłali sobie kartki urodzinowe i paczki z prezentami, a teraz znowu się widza. Turniej ciągnął się jak gra w wojnę z trzema taliami, z użyciem jokerów, co nie było aż tak dziwne, Mikihisa kiedyś mówił im że plemię strażników to maksymalnie sto pięćdziesiąt osób z czego koło jednej czwartej może sędziować, a szamanów na świecie jest co najmniej sto tysięcy, nie dużo jak na populację planety, ale różnica w ludziach jest znacząca mimo wszystko...
-Gdzie Yoh?-spytała Miki.-Posłałaś go już na trening?-spytała. Anna zamrugała zaskoczona.
-No tak, nie było ci wyjaśniona... Yoh poszedł do tunelu-powiedziała spokojnie blondynka, ciemniejsza jednak zamarła i patrzyła tępo. Tunel Tartaru był jej zmorą odkąd miała sześć lat, próbowała go przejść, i udało jej się to w rekordowym czasie, po trzech godzinach wyszła w pełni zdrowa, tak jak by wyszła się bawić, w ręku trzymała chiński lampion, który dała jej "śliczna Pani", nawet ona nie rozumie co miała na myśli, takowa podróż nie pomogła jej też w sprawie szamaństwa...
-Od jak dawna?-spytała pusto. Odpowie jej to tez ile spała.
-Od tygodnia... Miki tydzień byłaś nieprzytomna... Do tego... możemy widzieć ta demonicę o której mówiłaś... twoja jedność odblokowała ta możliwość.-to... było wiele informacji na raz. Anna usiadła z Miki nad jednym ze zbiorników wodnych w ogrodzie, zanurzyły stopy w letniej wodzie i rozmawiały. Tamao od dwóch dni była zamknięta w swoim studiu, inni byli jak na szpilkach, czyli ona i duch stróż Yoh, Amidamaru, ten który wywołał jej omdlenie. Dziewczyna w czarnej sukience dla zabicia ich czasu mówiła o Tokyo, szkole i wszystkim co się wydarzyło, dając Miki ukojenie na wieść o zmianie zachowania, które wywołali w Jun. Tamao pojawiała się od czasu do czasu, ale głównie siedziała i ćwiczyła, Miki gotowała i zajmowała się posiadłością, razem z Anną, która pomagała z nudów. Chwilę zajęło by Antares się znowu pojawiła, ale kiedy to zrobiła nic nie mówiła, jedynie kiedy była sama ze swoją szamanką odzywała się pojedynczymi zdaniami i zerkała na leżący na parapecie plecako-torbę od demona z jej wspomnień. Czas leciał i nim się zorientowały minął im tak tydzień. 
Dzisiaj na obiad miała być ryba która złapały w rzece płynącej niedaleko posiadłości, w lesie, Miki przyrządzała ją, a Anna kroiła warzywa do naczynia żaroodpornego , kiedy ciche granie radia przerwał Amidamaru przenikający do kuchni przez ścianę.
-Anno, Miki! Tamao atakuje Mortiego i Ryo!-krzyknął, oczy dziewcząt padły na niego. Bursztynooka z poirytowaniem wbiła nóż w deskę, przeklinając, oczywiście umiarkowanie, pod nosem, a Miki mrugała zszokowana, nożyk wypadł z jej dłoni i niedowierzanie było wypisane na jej twarzy. Tamao? Zaatakowała? Ta Tamao? Różowowłosa owieczka o złotym sercu? Nim zdążyła się otrząsnąć była ciągnięta za ramię przez wściekłą Kyoyamę, a za nimi leciał spanikowany duch stróż słuchawkowego szamana...
..................
Mam nadzieję że taki LUUUUUUUUUUUUUUŹNO powiązany z fabułą serialu/mangi rozdział tez się spodoba, będzie ich w sumie kilka, jak nie kilkanaście.

niedziela, 11 kwietnia 2021

Challenge: Love me pilot

Mężczyzna w garniturze jak zawsze w piątek ,o godzinie szesnastej, był już sam w biurze. Cisza wręcz dzwoniła w uszach, ale nie przeszkadzało mu to, przynajmniej tak sobie na upartego wmawiał, no bo kto niby miał mu przeszkodzić w tej nierównej walce z nim i jego myślami. Niechętnie jednak spojrzał na zegarek po paru minutach i prychając rzucił kartki Jak zwykle się spóźnia... 

Pomyślał opierając brodę na dłoni, jeden z palców drugiej ręki uderzał o miękka okładkę kalendarza w geście irytacji, do której oczywiście się nie przyzna, bo jest ponad to! Ten dumny, zniecierpliwiony czyimś spóźnieniem mężczyzna o długich włosach, częściowo spiętych spinkami tak że układały się w trzy małe czuby, koloru fioletu i indygo, o przenikliwych, chłodnych oczach niczym złoto i bursztyn, smukłych rysach twarzy, drobnym, ale umięśnionym ciele, co nie było widoczne tak dobrze przez garnitur, wysoki jak wieszak to Ren Tao, głowa takowej szanowanej rodziny.

-Bason!- głośne wezwanie imienia przerwało cisze tak ze sam lekko zadrżał, ale jego stróż, chiński generał, nie zauważył tego, na swoje szczęście, oczywiście. Jego rdzawe oczy świeciły inteligencją spod hełmu, który okazywał też silne rysy szczęki, resztę zasłaniał ciężki pancerz.

-Widziałeś ją?-spytał Ren, powoli patrząc w bok, by uniknąć wzroku swojego stróża, któremu oczy zabłysły i nie mógł powstrzymać uśmiech, że jego mistrz zadaje takie pytanie, chyba trzeci raz z rzędu w tym miesiącu, czyli dokładnie tyle razy ile ta osoba pojawiała się u wysokiego mężczyzny...

-Nie, Panie. Nie od ostatniego razu, mam rozejrzeć się dookoła budynku czy już nie idzie?-ośmielił się spytać, kłaniając się oczywiście.

-To nie jest konieczne, -powiedział złotooki i wstał z fotela, jak łatwo było się domyśleć był w swoim gabinecie, w swoim budynku, w swojej firmie produkującej elektronikę. Poprawił marynarkę, przełożył płaszcz przez ramię, wziął neseser i wyszedł zamykając za sobą drzwi na klucz, jego wzrok odbił się w plakietce "Tao Ren, Prezes Firmy". Mimo że rodzina pomogła mu założyć firmę, spłacił ją w pierwszym roku funkcjonowania takowej, ich produkty miały jedne z najbardziej ostrych kontroli jakości jakie były na rynku, z czego oczywiście Ren był dumny, mimo że irytowała go osoba dzięki której były aż tak dokładne i skuteczne, takowy "powód" doprowadzał go do szewskiej pasji. Myśląc tak wszedł do windy i wcisnął guzik by zjechać na parter budynku. Wracając do swojego wagonika myśli... szewską pasję pokroju tej którą przeżywał kiedy podróżował z Yoh i resztą tych idiotów. Samo myślenie o niej sprawiało że miał wypisaną irytację na twarzy, jednak gorszą rzeczą było że przez jego siostrę i jej brata byli rodziną.... a do tego... 

Winda wydała swoje typowe "ding" i ruszył by z niej wyjść, ale nagły atak pięćdziesięciu iluś kilo zmusił go do chwiejnego cofnięcia i złapania napastnika, a raczej napastniczki, w tali, przez to z lekkim łomotem uderzył o ścianę windy.

-Tao-san!-wesoły głos oznajmił mu że spóźnialska istota w końcu dotarła na miejsce, po czterdziestu minutach od wyznaczonego czasu... Irytacja jego twarzy odbijała się w idealnych, fioletowych, jak jeden z kolorów które tworzą się przy zachodzie słońca, wielkich oczach z gęstymi, długimi rzęsami i lekkim makijażem w kolorach pudrowego żółtego, brązowe włosy lekko uderzyły o jego ramiona, jako że były rozpuszczone, wiedział ze są jak jedwab w dotyku, oraz że rozsiewają zapach wanilii i brzoskwini, usta miała pomalowane wiśniowa pomadką, zapewne tez o takim smaku. Porównując ich wzrost była karzełkiem, także była drobna, od razu zauważył ze ma paznokcie w kolorze kwiatów wiśni. Ren wydał gardłowy dźwięk i zmusił ją by stanęła prosto, odsysając się od niego. Poprawił krawat i wygładził koszulę, patrząc na kobietę, była w spódnicy, koszulce na ramiączka i luźnym crop topie na to, centymetrów dodawały jej sandałki na obcasie, była rozpromieniona na jego widok jak świetlik w nocy...

...a do tego ta dziewczyna była w nim zakochana po uszy i spali ze sobą...

Ponowne pojawienie się tej myśli w jego głowie sprawiło że westchnął poirytowany i poprawiał mankiety koszuli. Dziewczyna na ramieniu miała torbę z jedzeniem, wokół szyi słuchawki, wielkie jak na jej drobne uszy... zawsze gotowała mu obiad, wiedząc że potrafił przypalić mleko na gorącą czekoladę...

-Spóźniłaś się... Miki-powiedział i nacisnął guzik na ostatnie piętro, gdzie miał małe mieszkanie, którego kiedyś używał rzadko, a teraz jest używane wręcz za często, tak często ze musiał wymienić łózko na większe i wygodniejsze....ani on ani Usami Miki, nie mogli przecież być niewyspani w pracy

***


TO BĘDZIE FUN SERIA! 

Błagam nie atakujcie mnie z wściekłymi psami! Mam nadzieję ze pośmiejecie się przy tej serii, bo mam na nią pomysły, oraz tak wiem że brzmi ona jak średniej jakości anime romansidło komedia


PIER-1

Słońce świeciło od zaledwie godziny, rzadkie powietrze, do którego po dwunastu latach była już przyzwyczajona, wypełniało płuca. Szum wody dookoła, zimno na jej skórze, zapach jeziora, lasu gór, który znała jako zapach bezpieczeństwa. Wiedziała że zwierzęta przyszły się napić, ignorując ją kompletnie, nawet kiedy głęboko oddychała.

Szum wodospadu, który pomagał je dzień w dzień od ponad dekady, pod którym siedziała w piżamie składającej się z dresowych spodni i luźnego podkoszulka z czaszką otoczoną kwiatami z motylem na czole, nie przynosił jednak pożądanego efektu spokoju, pustki w głowie oraz relaksu mięśni.

Dziewczyna była niska, miała łagodne rysy twarzy, jedynie jej uszy były bardziej szpiczaste niż okrągłe, zdobiły je kolczyki, pięć w lewym i trzy w prawym. Włosy przyklejone do czoła, policzków, szyi były w kolorze ciemnego blond i lekko unosiły się na wodzie, były dość długie, zapewne za połowę jej pleców. Jej oczy były podkrążone, z cieniami pod nimi były zamknięte i osłonięte gęstymi, długimi rzęsami z których skapywały krople wody. Pełne, zaróżowione usta drżały z zimna, chyba siedziała już za długo, ale ewidentnie to ignorowała. Była lekko puszysta, z wyraźnymi krągłościami. Jej paznokcie u rąk, które spoczywały na jej kolanach były ozdobione lekko zdartym już lakierem indygo.

-Miki!-usłyszała znajomy jej głos i otworzyła oczy, ukazując światu piękny fiolet fiołków z kilkoma błękitnymi jak lód przebłyskami, oraz brązu czekolady z przebłyskami popiołu brązu niczym róż, dziewczyna cierpiała na heterochromie, która była efektem pewnego incydentu, mającego miejsce gdy kończyła dwa lata. Głos był łagodny i nieśmiały, bardzo dziewczęcy, działał na nią niejako uspokajająco, należał do wysokiej dziewczyny o krótkich, pudrowo różowych włosach sięgających lekko za kark, ewidentnie nie słuchały się szczotki bo końcówki odchodziły w każda możliwą część świata, zmierzała ona do niej w swoim zwyczajnym stroju, białej bluzce, tym razem z malunkiem kwiatu wiśni, wykonanym przez ciemnowłosą, oraz granitowych jeansach, niosła też ręcznik. Dziewczyny znały się odkąd różowowłosa pojawiła się w świątyni, właścicielka różnokolorowych oczu była tam wtedy już od dwóch lat, ich znajomość nie zaczęła się zbyt kolorowo, jednak jako że były jedynymi mieszkankami wielkiego domu, poza wnukiem właścicieli, koniec końców zaprzyjaźniły się.

-O co chodzi Tamao?-spytała ją Miki, patrząc na fakt że zareagowała na imię. Różowo oka momentalnie poczerwieniała i odwróciła się, wyciągając do niej rękę z puchatym, wielkim, szarym ręcznikiem. Ciemnowłosa dalej była pod wrażeniem że przylepione do jej ciała, mokre od wody, ubrania dalej onieśmielają młodszą, choć po wzroście patrząc nie było to takie oczywiste, dziewczynę. Niższa nie miała najmniejszego problemu że ta widzi ją prawie nagą, może to kwestia przyzwyczajenia że razem się kąpały, licznych wypadów na plażę czy basen, które fundowali matka, Yoshiko Yuno, ojciec, Mizuki Maksym, przez to że żadne z rodziców nie chciało ustąpić z nazwiskiem ich potomstwo miało oba, ale w innej kolejności zależnie jak chcieli. Mizuki-Yoshiko Usagi Aiko Mikeyla, tak brzmiało jej pełne imię Nazwisko ojca, matki, drugie, trzecie i pierwsze imię, które było skracane do Miki, czyli prawdziwego imienia obecnej głowy rodziny Asakura, obecnie znanego jako Mikihisa.

-A...anna wysłała nam list, już jest w T...t...tokyo i spotkała się z Yoh...-mówiła kiedy Usagi wzięła ręczniki i opatuliła się nim.-T...trochę przeczytałam-odpowiedziała na uniesioną brew mokrej dziewczyny.-N...no i śniadanie prawie gotowe, mistrz i mistrzyni wyjechali do pobliskiego miasteczka, jesteśmy tylko my...-dodała poprawiając włosy i patrząc w bok jeszcze bardziej, uśmiech był ewidentnie udawany. Anna Kyoyama dołączyła do grupy jako ostatnia, była smukłą, wyższą od Yoshiko, miodową blondynką o bursztynowych, delikatnych oczach, smukłych rysach twarzy... prosto mówiąc była piękna. Obie blondynki dzieliły nienawiść do ludzi i dużą siłę, choć skrajnie różną w tym samym czasie. Tamao miała wtedy osiem lat, a one po dziesięć, wtedy też dowiedziały się ze Yoh poślubi młodą Kyoyamę, która była naturalnie uzdolnioną itako. Kolorowo oka nie przejęła się, w przeciwieństwie do Tamao, która lekko się załamała. Ciemna blondynka nigdy nie mogła zrozumieć uczuć różowej, dla niej Yoh, jak i jego kuzynka która wyjechała w wieku 6 lat, także Anna, nazywana także Darą, stali się jak rodzeństwo, młodsza dziewczynka także. Fakt faktem, z biegiem lat Miki zauważyła ze Yoh jest przystojnym chłopakiem, nie miał najgorszej osobowości, był miły, wyrozumiały i zabawny, ale nie ciągnęło jej do niego, może miała po prostu inny gust. Właśnie dla tego, a przynajmniej według niej, Anna była dla niej najmilsza, no chyba że wpadała Dara, wtedy to dla niej, w każdym wypadku Tamao nie miała z nią łatwo, zwłaszcza że każdy wiedział że Yoh też miał małe zauroczenie na najmłodszą mieszkankę rezydencji... gdyby nie pewien incydent z udziałem ciemnowłosej blondynki byłoby gorzej...

-Okej -powiedziała-  Idę się umyć i ubrać-dodała Miki i poszła przed różowa, która jak zawsze mogła poczuć powiew chwilę po tym jak Usagi przeszła parę kroków. 

Młodsza dziewczyna zawsze będzie pamiętać słowa które wbito jej do głowy gdy przyszła do tego domu. "Tamao, ta dziewczyna jest otoczona przez specjalne duchy, które nie pokażą się jeśli nie chcą, są bardzo niebezpieczne, więc uważaj". Usami, jak dzieci z rezydencji nazywały Miki przez wzgląd na jej drugie imię, została oddana pod opiekę Asakórów by zapanować nad duchami które były z nią od urodzenia, nazwanie obecnego stanu stabilnym było najlepsze, ale kolorowo oka nie chciała spróbować szamaństwa, mimo że miała naturalny talent, większy nawet od talentu Anny, albo raczej duchy ją z jakiegoś dziwnego powodu obdarowywały swoimi błogosławieństwami.  Nikt nigdy nie mógł jej skrzywdzić, nawet natura unikała krzywdzenia jej, w życiu nawet komar jej nie ugryzł. Czasem przyłapują ją, kiedy z kimś rozmawia, Ponchi i Konchi też trzymają się z dala, inni jej unikali... Przed dołączeniem jasnej blondynki nie rozmawiały za dużo, po tym jak została przedstawiona Yoh i dowiedziała się o wzajemnych uczuciach jego i Tamao, Miki uratowała ją przed gniewem Anny, niszcząc wielkiego demona staniem przed różowowłosą... Wtedy Tamao ujrzała jednego z duchów, jeden jedyny raz. Postać którą ujrzała miała blada jak śnieg skórę, była szczupła, umięśniona, także miała heterohromię z niebieskim i blado czerwonym okiem, pełnymi, różowymi jak skóra brzoskwini ustami i czarnymi włosami, jak słynny heban u Królewny Śnieżki....  długie paznokcie pomalowane na złoto, kły wystające z ust od dołu i góry szczęki... Demon wydał przeraźliwy pisk i zniknął przed bladoskóra istota i jej szamanką... Miki wtedy podeszła do Anny i uderzyła ją w twarz, mówiąc by się ogarnęła. Prawda była taka że po tym wydarzeniu obie zbyt się bały by zacząć jakąkolwiek rozmowę, a po kilku tygodniach uczucia Yoh względem Tamao osłabły. Incydent nigdy nie wykroczył poza ich grono, nie dla tego ze chciały ją kryć, nie dla tego że nie chciały wpaść w kłopoty, jasne że się bały.... ale ta postać po prostu odjęła im głos, nie mogły o tym mówić, nie chciały... od tamtego dnia jednak miały pewną chęć... chciały zobaczyć każdego ducha który był przy Miki...

Yohmei jak zawsze zadzwonił spytać je o postępy w treningu, Tamao zdała raport bawiąc się kablem. Wiedziała ze powinna zrobić znacznie większe postępy, ale wiedziała też że oczekiwali tego samego od drugiej mieszkanki, tylko ze takowa zlewała ich pytania, mówiąc że to jej życie i nic im do tego, mimo że nie do końca było to prawdą. Matka młodej kobiety żądała by ją "naprawili", a jej ojciec by dali jej iść własnym tempem .  Rozmowa skończyła się na "pracujcie ciężko" od mistrza i różowooka odłożyła słuchawkę. Stół nie był zapełniony tak jak zazwyczaj, obie dziewczyny nie potrzebowały dużego śniadania, w przeciwieństwie do Anny, więc na stole stały talerze z tostami, jajkiem i bekonem z indyka, przy porcji różowej była gorąca herbata, Miki natomiast wolała kawę z taką ilością mleka że takowa stawała się zimna, jednak nigdy nie robiła jej sama, a "gospodyni" nawet nie wiedziała skąd ona ma litrowy kubek w króliki, kiedyś ją o to spytała i powiedziała że jeden z duchów tego domu to robi, ale jedyny jakiego znała wyjechał razem z kuzynką Yoh dość dawno temu... Kręcąc tylko głową by odrzucić myśli o kolejnym, potężnym jak jasna ciasna, duchu rodziny Asakurów, Tamao usiadła na przeciwko pustego miejsca po prawo od Miki.

-Co Anna pisze?-spytała ciemnowłosa blondynka po przegryzieniu kawałka tosta, który odgryzła, jak zawsze, bardzo agresywnie. Tamao zaskoczona nagłym dźwiękiem jej głosu prawie polała się herbatą. Głos, który znała ponad połowę życia, należący do Mizuki był... niepokojący, spokojny, cichy a zarazem tak dziwnie głośny że nie można było go zignorować. Jeśli nazwać głos Anny sztormowym, to głos kolorowo okiej był jak piorun z jasnego nieba trafiający w jezioro, znajdujące się w kanionie, rozprowadzony echem. Czasem, kiedy ma bardzo dobry chumor, brzmi on jednak jak głos wesołego chochlika leśnego, kiedy to się dzieje, każdego ranka można słyszeć jej śpiew, ale nie o dziewiątej, czy dziesiątej, od piątej trzydzieści do siódmej rano, mimo że chcieli, nigdy nie umieli się denerwować, zwłaszcza ze ich doskonała znajomość angielskiego to jej zasługa.

-Cóż... Y...yoh ma na prawdę silnego stróża! I zaprzyjaźnił się już z kimś!-rozentuzjazmowała się Tamao na chwilę, opowiadając o Amidamaru, Mosuke, Mortim i potem się zacięła, uśmiech zniknął z jej ust, a dłonie zacisnęły się na materiale koszulki na jej klatce piersiowej. Miki nie pośpieszała jej, po prostu napiła się kawy, patrząc wyczekująco, aż kontynuuje z własnej woli. -Ktoś... zaatakował Yoh i wylądował w szpitalu-dokończyła patrząc pusto w talerz. Reakcja jakiej oczekiwała na taką wiadomość, nie nadeszła, starsza dziewczyna dalej spokojnie piła mleczny już płyn. -N...nie słyszałaś?-zdziwiła się, okej to co przewidziała rzeczywiście było drastyczne, ale oczekiwała... czegoś, a na pewno nie spokojnego jedzenia jajek przez dziewczynę na przeciwko.

-Słyszałam Tamao-oznajmiła Miki i napiła się ponownie, spojrzała na nią i westchnęła, jakby poirytowana ze musi o tym mówić...-Posłuchaj... Yoh pochodzi z klanu Asakurów, wywodzącego się od wielkiego Hao Asakury, Onmyōdō, który zyskał władzę nad żywiołami, a jego uczniowie zyskali rozgłos jako szamani...-wzrok dwu kolorowych oczu skierował się na szczyt stołu i chwilę tam pozostał, kiedy zrobiła przerwę na kawałek tosta.- To było oczywiste że to się stanie-dodała wracając do patrzenia na jej rozmówczynię.-Ludzie chcą skasować najgroźniejsza konkurencje, ponieważ nie ma na to żadnego zakazu, chcą przewagi, może ducha przeciwnika, jest tyle powodów że nie chce mi się ich wszystkich wymieniać-Miki odłożyła pusty kubek, na talerz, który też nie miał już nic na swojej powierzchni.- Idę potrenować-oznajmiła wstając i idąc pozmywać po sobie. Sama już różowa dziewczyna patrzyła za nią zaskoczona zimnem w jej głosie, gdyby jej nie znała, pomyślałaby że jest bez serca... właśnie, gdyby jej nie znała... Tamao lekko się uśmiechnęła i zaczęła jeść na spokojnie, kiedy usłyszała uderzenia w worek treningowy w ogrodzie przy jednej z sadzawek.

***

Listy od Anny przychodziły prawie codziennie, opowiadały o Ryo, znanym jako Ryo drewnianego miecza, chuligana z okolicy, który wyglądem przypominał Elvisa i był bardzo wysoki jak na siedemnastolatka, Tokageroh, ducha który go opętał Ryo, a Yoh pokonał go swoją dobrocią serca, oczywiście Miki i Anna ochrzaniły go na perłowo ze szlaczkiem , Jun Tao, doshi ,siostrą Tao Rena, który posłał Yoh do szpitala i jej stróża, gwiazdy kina i kung fu,Lee Pyronie( na te imiona Miki dziwnie zareagowała), Horo Horo, niebieskowłosego miłośnika drobiażdżków , jego siostrze, walce z przedstawicielem rady, Ginny Tao, kuzynkę Jun i Rena, także doshi, pierwszej walce, właśnie z niebieskowłosym szamanem, który posługiwał się lodem... Ostatni list był bardzo niepokojący, Tamao wtuliła się w Miki i drżała, ciężko oddychając, mając atak paniki, pięść ciemnej blondynki zaciskała się na jej bluzce, tak że knykcie jej zbielały, a paznokcie przebiły skórę i zostawiły niewielkie, krwawe ślady na białym materiale. Druga walka którą stoczył Yoh, nie była bolesna tylko fizycznie, ale i była torturą psychiczną. Johann Faust VIII, porwał Mortiego i torturował go na oczach Yoh, ten w walce zniszczył nogi ukochanej szamana, która była jego duchem, w zemście, mimo skończonej walki Faust chciał zabić Yoh, gdyby nie Ren, słuchawkowy szaman już by nie żył... Konsekwencjami tego było odprawienie Manty z kwitkiem, jako zerwanie przyjaźni z argumentem "przegrałem przez Ciebie", kiedy dziewczyny to czytały Anna i Yoh jechali tutaj.

Przetrawienie tej informacji zajęło dziewczętom dobrą godzinę... Różowowłosa poszła gotować, bo to robiła kiedy była zdenerwowana, ale Miki zamknęła się w pokoju. Tao Jun... miki znała to imię za dobrze... dziewczyna była śliczna jak porcelanowa lalka, z oczami jak fioletowo-niebieskie guziczki, zawsze dziwnie smutne, zielone jak świeże wodorosty widziane przez czystą wodę włosy, cera gładka i blada, przyjazny, ale niepokojący uśmiech... taka była na zdjęciach, które brat Miki jej przysyłał... Leonard Yoshiko-Mizuki  był dziewiętnastoletnim chłopakiem, szamanem doshi oraz pełnomocnik*, odkąd miał jedenaście lat wychowywał się u rodziny Tao, by lepiej poznać swoją narzeczoną i skończyło się to zakochaniem z jego strony, ale nie wiadomo co czuje Jun, oczywiście odrzucił motto Chińskiego Rodu, ale zapewniał im stały dochodu i był już zarządcą firmy graficznej, utalentowany, inteligentny, po prostu ideał... Wysoki, dobrze zbudowany, wyraźne, ale nie ostre rysy twarzy, wyraźne usta niebieskie jak ocean oczy, z białymi przebłyskami przypominały kołyszące się spokojnie fale uderzające o ląd i tworzące pianę morską, a czasem przypominały topniejący w słońcu lód, były to chwile kiedy był poirytowany, lub wściekły, włosy w kolorze kruczego indygo nachodziły mi na twarz, ale nie sięgały za kark, zawsze rozczochrane,. ale kiedy zapinał je spinką na bok, lub do góry był jeszcze przystojniejszy, miał kolczyk w brwi, trzy kółka na górze lewego ucha i jedno na prawym i jeden w języku, co prawda nosił okulary, ale był tym typem któremu dodaje to uroku jak specjalny item siły w grze, nad którymi często pracował... do tego był fotografem i interesował się wspinaczką, idealny syn i przyszły mąż...jako jedyny pisał i rozmawiał z ciemną blondynką regularnie, ich ojciec czasem ich odwiedzał.

Miki patrzyła na zdjęcie Jun i jej brata ,l które wykonał przy pomocy swojego aparatu i przycisku. Byli na wycieczce w akwarium. Woda, roślinność morska, ryby i słońce przebijajace się przez ciecz i szkło podkreślały piękno dziewczyny i to jak chłopak był przystojny, uśmiechała się lekko zakłopotana, ale wyraźnie szczęśliwa... Ona i jej brat mieliby zaatakować Yoh? Posłać go do szpitala, narobić tyle problemów?

-Czemu nie chcesz w to wierzyć?-czarne włosy załaskotały dłoń Usagi, kiedy jeden z duchów się odezwał. Był to ten którego Tamao kiedyś widziała, jak zawsze zaczęły z nią rozmawiać gdy była sama, duch często zmieniał swój strój, dzisiaj miał bordową jak krew zmieszana z ziemią suknię do połowy uda, z pończochami i szpilkami, takimi że obcasem mogłaby zabić albo zrobić dziurę w nodze gdyby stanęła komuś na takowej.

-Daj jej spokój...-odezwał się inny duch odciągający czarnowłosego natręta za ogon od szamanki. Ten duch był drobny, miał lekko ciemną skórę, jak by pochodziła z rejonów Hiszpanii czy Egiptu, a przynajmniej tak kojarzyło się Miki,  miała pastelowo niebieskie, wpadające delikatnie w srebro włosy z pastelowo fioletowymi końcami i prześwitami. Oczy takowej potrafiły zmieniać kolor, zależnie jak padało na nie światło, przeważnie były one jak dwa szafiry na dnie czystego jak łza strumyka, czasem fioletowe jak fiołki, niekiedy bursztynowe, czasem jak szmaragdy, niekiedy jak rubiny...jej oczy mogłyby robić za wystawę kamieni szlachetnych. Miała długie, spiczaste uczy ozdobione kolczykami ze złota i klejnotów, miała je także w nosie i na języku, na szyi coś co dzisiaj nazywamy chockerami, ale znowu ze złota, pierścionki, bransoletki, miała długą, za duża bluzę, shorty, pod bluzą miała opiętą koszulkę z dekoltem i buty na koturnie do kolan w stylu steampunk, wokół jej tali owinięty był bat, który oryginalnie był jej długim, puszystym ogonem, była piękna... o dziwo miała makijarz, rzęsy długie i gęste, oczy zawsze lekko pomalowane cieniem, dzisiaj bladym fioletem i usta pomalowane brzoskwiniowym błyszczykiem w kolorze perłowego korala. 

Czarnowłosa nosiła imię Antares**, ciemnoskóra piękność natomiast Leyla***. Zaczęły się oczywiście kłócić, Miki była już przyzwyczajona, robiły to odkąd pamięta. Jednak teraz patrzyła na trzeciego ducha, którego poznała tutaj, jak zawsze patrzył w okno, jakby wypatrywał gwiazd, mimo że do czasu aż będą widoczne jeszcze parę godzin. Zebrawszy się w sobie, Miki wzięła telefon, wystukała numer i czekała aż rozmówca odbierze. Po dwóch sygnałach w końcu odebrał.

-Halo?-głos był spokojny, idealnie wpasowując się w spokojną, czasem zimną i ciężką, zadziorną, osobowość właściciela, czyli Leo, narzeczonego młodej Tao i jej ukochanego brata... Serce Aiko zabiło mocniej i uśmiech wpełzł jej na twarz i nie chciał zniknąć, nikt z rodziny nie był jak Leo, dla tego zakuło ją w sercu kiedy zaczęła mówić i wiedziała że w końcu będzie musiała zadać pytania w stylu "czy to prawda że..."

-Hej...Leo-zaczęła lekko drżącym głosem, krążąc powoli po pokoju, cicho szepcząc do słuchawki, rozpoczynając kilku godzinną rozmowę...

*Szaman Pełnomocnik- Tym typem szamana nazwano Peyote Diaz, który pojawił się w 37 odcinku anime(2001) i 78 chapterze mangi

**Antares- najjaśniejsza gwiazda w układzie Skorpiona

***Leyla-Po arabsku oznacza "noc".